Odyseja Historyczna – Leszczynek k/Kutna 22 lipca 2017.
Sobota 22 lipca 2017. Godzina ok 16:00, po kolejnym tygodniu pracy, wyjętym z życia, wstawaniu w nocy, siedzę i dogorywam z browarem w ręku. W zasadzie chce mi się spać i na nic nie mam ochoty. Nagle dzwoni telefon, w słuchawce słyszę głos naczelnej fotografki. Jedziesz do Kutna?
Moja pierwsza odpowiedź była przecząca, bo tak naprawdę na nic nie miałem ochoty. Jednak kiedy usłyszałem że gra Pogo-da i Iron Maidnem nagle z czeluści zakamarków jestestwa, wybuchła nowa, niespożytkowana siła. JADĘ!
No tak, w ferworze wielu zajęć, pracy, projektów, negocjacji i załatwiania wielu spraw, umknęło mi, że w kalendarzu było jak byk „Odyseja Historyczna, Leszczynek koło Kutna”. Bywa, ale najważniejsze, że jedziemy. Dwie godziny później byliśmy na miejscu. A ja w szoku, totalnym….Gdybym może wcześniej w wolnym czasie, którego nie mam, prześledził o co chodzi i posprawdzał jak było rok i kilka lat temu w tym samym miejscu i czasie, to moje działania skupiły by się na tym właśnie wydarzeniu. Wszedłem w przestwór zagięcia czasoprzestrzeni. Wokół mnie ludzie z wielu epok, okopy, wigwamy, statek wikingów. I nie, nie jakaś mierna, amatorska inscenizacja. Totalna profesjonalna realność! Aż zakuło mnie, że nie mogłem uczestniczyć w tym w pełni cały weekend. Ale trudno my tu na koncert.
Zanim Pogo-da weszła na scenę, spotykamy znaną, zgraną ekipę i czekamy razem na pierwsze dźwięki. I w końcu oś czasu powróciła do teraźniejszości. Dla mnie to było jak zawór bezpieczeństwa. Zadawałem sobie pytanie skąd w człowieku bierze się tyle siły, kiedy może odreagować. Unosiłem się nad ziemią, razem z publicznością w której byli rycerze, żołnierze, wszelkiej maści ludzie z wielu epok i sam Jezus Chrystus. A Pogo-da dała takiego czadu, że każdy wiedział jedno – niech grają póki nie padniemy.
To był mój drugi koncert Pogo-dy ale ten wyjątkowy. Panowie od ostatniego, bardzo udanego zresztą, bardzo się zmienili. Widać ile pracy włożyli w muzykę, przygotowania i image. Na scenie grał profesjonalny zespół, który zaskoczył wszystkich. A już najbardziej organizatora, którego mina i słowa po wejściu na scenę, zaraz po koncercie, były bezcenne. Leszczynek pulsował niesamowitą energią!
Po Pogo-dzie na scenie pojawili się panowie z Iron Maidnem. Boże, który to już ich koncert na którym jestem…hmmm trzeci chyba. A może czwarty? Co to się dużo rozgadywać, Węgrzy zaczęli grać i pozamiatali. Jak zwykle koncert był na takim poziomie, że równie dobrze mógłby się odbyć na stadionie narodowym albo Wembley. Energia, moc i majestat utworów Iron Maiden spowodowały, że Leszczynek ponownie ożył i zmienił nie tyle czas co miejsce, by poczuć się jak na wielkim, bardzo drogo biletowanym koncercie. I tutaj nastąpiła subtelna różnica, bowiem tak jak na Pogo-dzie publiczność i organizatorzy byli zaskoczeni jakością koncertu, tak przy Iron Maidnem, sam zespół nie krył zaskoczenia, że na w sumie niewielkiej przestrzeni dla publiczności, była taka reakcja na koncert. Dziesiątki zerwanych już gardeł skandowało każdą piosenkę. Ludzie skakali, tańczyli, robili pogo, machali rękoma a dookoła nas wszędzie widzowie, którzy mając świadomość, ze przed nimi jeszcze jeden dzień imprezy, stali i uśmiechali się, klaszcząc z radością w oczach. I do tego na koncercie były dzieci, które czuły się bezpiecznie, bo każdy uważał na każdego, więc nikomu nie spadł w tym szale włos z głowy. Gdyby nie świadomość dość wilgotnej aury, każdy oddychałby powietrzem zmieszanym w tumanach kurzu. Iron Maidnem zagrali po prostu fenomenalnie, i aż żal że jak każdy koncert i ten musiał się skończyć.
Ja już ledwo żyłem, ale jakoś dawałem radę dzięki butelce coli, zapodanej od sanitariuszki z I wojny światowej. Później jeszcze organizacyjnie pomogliśmy z naczelną fotografką muzykom z Iron Maidnem by wrócić do domu. W zasadzie nie tylko do domu, bowiem w momencie przekroczenia bramy terenu imprezy, wehikuł czasu odstawił nas w XXI wiek.
Za rok nie ma siły, będę tam cały weekend i wydam większość moich zarobionych pieniędzy na militaria i ciuchy, które były wystawione na stoiskach. Z pełną premedytacją mogę powiedzieć, że w tym przypadku czas naprawdę działa na moją korzyść. To była jedna z najlepszych imprez w tym roku.
Z góry przepraszam ostatni zespół jaki grał tej nocy, nie dałbym już rady uczestniczyć w zabawie dlatego nie byliśmy na waszym występie, czego żałuję!
Zostaw Komentarz