Nordic Walking. Esej

with Brak komentarzy

Niektórzy mogą opluć klawiaturę innych, przykładem piosenki Trąbo-Twist zespołu Czarno Czarni „ogarnie spazmatyczny śmiech”. Bo to będzie esej o Nordic Walking.

 

Od samego początku wyłożę wszystkie powody dla których ta dyscyplina sportu, rekreacji czy też po prostu spędzania aktywnie wolnego czasu wywołuje takie reakcje. Kojarzona z totalną geriatrią, która nie wiedząc co zrobić z wolnym czasem, najczęściej wybiera kije gdy wychodzi na spacery. W dodatku stereotypy dopinają seniorów do nordic walking tym bardziej, że starsi ludzie mogą podczas takich spacerów używać takich kijów zamiast podpierać się o tradycyjnej lasce. Praktycznie wszędzie tam gdzie ktoś uprawia bieganie, jogging czy też spacery w plenerach takich jak parki, przedmieścia miast, obrzeża miasteczek czy też lasy i wsie, zawsze można znaleźć jakąś, najczęściej starszą Panią, która chodzi sobie w towarzystwie kijków. Nie da się nie zauważyć również tego, że większość klubów, stowarzyszeń czy miłośników Nordic Walking, którzy co najciekawsze gromadzą się realnie, a nie tylko na grupach w mediach społecznościowych, to osoby w większości w wieku senioralnym bądź do niego aspirującym.
Czas rozprawić się z wieloma mitami na temat Nordic Walking i zamierzam podjąć się tematu odkąd od ponad roku sam go uprawiam i przeszedłem już grubo ponad tysiąc kilometrów.

 

Kto wie, może to właśnie mój głos sprawi, że znajdą się ludzie, którzy zamiast śmiać się z tej dyscypliny, pomyślą czy może samemu nie spróbować. I choć wydawać by się mogło, że w internecie powiedziano na ten temat już w zasadzie wszystko, to w rzeczywistości jednak jest jeszcze wiele do powiedzenia.

Dlaczego więc największą grupę społeczną która śmiga z kijkami to seniorzy? Odpowiedź przychodzi sama, gdy człowiek sam zacznie spacerować w ten sposób i powoli zauważy korzyści dla swojego ciała. Emeryci jak wiadomo mają dużo wolnego czasu i obserwują świat dookoła. Często są bardziej internetowi niż się „młodym” wydaje. To właśnie oni zauważyli, że w innych krajach ich rówieśnicy już od dawna to robią i zaczęli to testować. A gdy szybko przekonali się jakie to jest dobre, przeszli z Nordic Walking do porządku dziennego. Tak po prostu nie musząc się chwalić całemu światu, wszem i wobec jakie to jest fajne. Po prostu odkryli dla siebie coś co powoduje, że życie staje się bardziej znośne, chociaż wielu z nich choruje na wiele dolegliwości czy choroby przewlekłe. A tu dzięki takiej formie ruchowej jest jakby lżej i co najlepsze chce się więcej. A dalej to poszło pocztą pantoflową, jeden polecił drugiemu i tak to się rozeszło organicznie. Jak doskonale widać na tak szeroką skalę, że z czasem faktycznie Nordic Walking zaczął się kojarzyć jako dyscyplina emerytów. Jak się jednak okazuje to tylko powierzchowna opinia.

Ja również tak to postrzegałem i to w całej rozciągłości. To było chyba dziesięć lat temu, kiedy to wybrałem się do mojego ówczesnego lekarza rodzinnego, uskarżając się na dolegliwości pleców związanych z pracą za kółkiem. Lekarz dał mi wiele rad dotyczących postawy za kierownicą oraz samych ustawień fotela, które mogą pomóc. Na koniec polecił mi by w wolnym czasie zacząć chodzić Nordic Walking. Kiedy to usłyszałem, to zrobiłem oczy jak pięć złotych i powiedziałem „Pan wybaczy ale nie będę chodził z kijami jak jakiś emeryt….”. Tak dokładnie to wtedy powiedziałem, a dziś wiem, że lekarz doskonale wiedział co mówi polecając chodzenie z kijkami. Tylko by się o tym przekonać musiała minąć cała dekada. W ubiegłym 2023 roku, gdy po tym jak tąpnęło mi zdrowie i mój obecny lekarz rodzinny zaproponował bym w ramach długiego okresu zwolnienia lekarskiego, ale także odbudowy organizmu, zamiast zalegać w domu, zajął się jakąś formą rekreacji, zdecydowałem się na spacery. Był jeszcze dość chłodny kwiecień, kiedy to przebywałem w Gdańsku i spacerując po nadbrzeżnych lasach między Stogami a Górkami Zachodnimi, w pełnym rynsztunku (kurtka, bojówki i przede wszystkim glany), gdzieś tak na dziesiątym kilometrze musiałem zrobić sobie przerwę i odpocząć. Wtedy padło w powietrze hasło „Fajnie było by się czymś podeprzeć prawda?”. I nagle mnie olśniło, w ułamek sekundy nastąpił flashback do wcześniej wspomnianej wizyty u lekarza i jego słów o Nordic Walking. Zdałem sobie sprawę, że chociaż aktualna sugestia tyczyła się raczej jakiejś gałęzi by móc się wesprzeć, bo nie było gdzie usiąść, to jednak ja stojąc tak w „ciężkim rynsztunku” i wiedząc, że przede mną jeszcze spokojnie 3 km do przejścia, byłem myślami już gdzie indziej.
Pomyślałem, że co mi szkodzi wszakże nie mam nic do stracenia. Jeśli nawet to nic nie da, to kije nie są jakimś drogim wydatkiem by żałować gdyby nie pykło. Nie miałem zupełnie wiedzy co i jak, która jak się okazuje jest niezbędna, choć nie potrzeba jej za wiele. Niedługo potem trafiłem do sklepu sportowego gdzie drogą kupna nabyłem kije. Wtedy jeszcze nie wiedząc, że popełniłem pierwszy błąd, bo zamiast kijów do Nordic Walking stałem się posiadaczem kijków trekingowych. Wróciłem do domu i przed wyjściem na pierwszy trening obejrzałem na YouTube trzy krótkie filmiki z tutorialem jak się powinno chodzić, myśląc sobie, że to łatwizna. I poszedłem popełniając w drodze kolejne błędyDrugim błędem było to, że na pierwsze wyjście wyznaczyłem sobie za długi dystans. Dziś 12 kilometrów to dystans satysfakcjonujący, jednak wtedy było to jak jakiś maraton, bo już gdzieś w połowie zaczęło doskwierać coś, co tylko im bliżej końca bardziej się nasilało, a co było błędem trzecim a mianowicie obuwie. To co do tej pory nosiłem na nogach do pracy i okazyjnego chodzenia, a najczęściej jednak brałem na rower, okazało się kompletnie nie nadawać do chodzenia sportowego. Nie popełniłem jednak błędu czwartego, czyli nie zniechęciłem się.
Leżąc w łóżku i regenerując się po tej wyczerpującej wyprawie, wnikliwie zagłębiłem się w temat oglądając dokładnie wszelkie filmy na ten temat z YouTube, czytając artykuły i wpisy z facebooka ludzi, którzy się na tym znają. I chociaż pierwsze wyjście było trudne, to jednak na jego końcówce prawie, że opanowałem technikę. Prawie, bo kije trekingowe średnio się do tego nadają i nie da się na nich osiągnąć odpowiedniej techniki w pełni. Jak widać, trzeba się osobiście, na własnej skórze przekonać do pewnych rzeczy i jeśli profesjonaliści z tych filmików przed wyjściem mówili, że do Nordic Walking muszą być odpowiednie kije, to znaczy że musi tak faktycznie być.
Zacząłem się więc rozglądać po serwisach aukcyjnych i….tu chyba najlepsza informacja dla każdego, kto byłby zainteresowany tą formą rekreacji, ceny są śmiesznie niskie za naprawdę dobry sprzęt. A wyszło to w momencie, gdy jak głupiec szukałem rękawiczek, które zmieniłyby kije trekingowe do Nordic Walking, czego zasadniczo nie da się zrobić. To co jest bardzo pozytywnym paradoksem, to fakt, że specjalne rękawiczki do kijów jako część zamienna, są droższe niż komplet „nowych” kijków. Moje nabyłem za 36 zł i to w pełni kompletne, czyli z rękawiczkami, talerzykami zimowymi i o dziwo „butkami”. Na wygląd prezentowały się jako nieużywane, bądź użyte raz lub dwa. Co stanowi o tym, że transakcja była obopólną satysfakcją, bo ja zyskałem to czego potrzebowałem, a ten kto sprzedawał pozbył się z garażu zalegającego sprzętu.
To jest właśnie klucz dla którego kije można zdobyć tak tanio i w dodatku obala przyjętą opinię o tym, że Nordic Walking to aktywność dla emerytów. Dużo ludzi na fali popularności zaczęło samemu się interesować takimi spacerami. Cena nowego sprzętu nie jest kosmiczna, więc chęci plus kusząca kwota startowa była kluczowym czynnikiem by spróbować. Wielu natomiast czy to w wyniku słomianego zapału, braku czasu czy lenistwa, odłożyła je i zalegają po piwnicach, garażach i innych składach „przydasi”. Po czasie nabierania wartości urzędowej nabywcy dochodzą do wniosku, że jednak nie będą kontynuować swojej przygody z Nordic Walking i zaczynają sprzedawać je w sieci. Innym powodem sprzedaży jest też to, że pan domu często ma już dość że zabiera to miejsce i musi to przekładać z kąta w kąt np. w ciasnym garażu. Wtedy pyta swojej wybranki czy robi z tym coś jeszcze, czy może się tego pozbyć. I to są właśnie okazje by nabyć sobie dobre kije bez konieczności odwiedzania sklepów sportowych gdzie ceny są często kilka razy wyższe niż za komplet z rynku wtórnego.
Co jeszcze ciekawsze okazuje się, że możliwe, że o tym by przekonać się, czy to coś dla nas, wcale nie trzeba będzie w ogóle sięgać do portfela. Wystarczy popytać rodziny, sąsiadów czy znajomych i może się okazać, że ktoś ma takie kije i od dawna nie używa. Z chęcią pożyczą a nawet oddadzą za darmo, ciesząc się że komuś się przydadzą a im nie będą już zalegać. Tak więc koło się zamyka i wynikają z niego same korzyści. Oczywiście w każdym wypadku kije wypada wyczyścić a same rękawiczki (jeśli mają opcję demontażu) wyprać!

A o tym, że wielu takie kije ma odkryłem, gdy po pierwszych treningach, które publikowałem w sieci, dostałem sygnały od znajomych i to w bardzo różnym przedziale wiekowym, że mają kijki i często chodzą. A co jeszcze ciekawsze robią to od lat, tak jak moja mama, która jest w temacie od dawna. Jak widać nawet świadomość tego, nie skierowała moich myśli w tym kierunku by zainteresować się tym wcześniej.

Gdy miałem już odpowiednie kije zacząłem chodzić i szlifować technikę. W szybkim czasie nabyłem też odpowiednie buty. Nigdy wcześniej nie przypuszczałbym, że będę tak zadowolony z butów sportowych. Jednak nie takich zwykłych, które kiedyś kupowało się na „rynku” i człowiek myślał, że ma „zajebiste adidasy”. Tym razem to był zakup ze sklepu w którym zasadniczo sprzedają tylko buty dla sportowców. Gdy udało się dobrać rozmiar i kolor (a łatwo nie było), miałem komplet i mogłem ruszać w teren. I tak zaczęła się moja poważna przygoda z Nordic Walking.

Chociaż bałem się, że szybko mi przejdzie tzw, chwilowy zapał, to jednak okazało się, że im dłużej to uprawiam, tym bardziej jestem nakręcony na wyniki, efekty i wyzwania.

Kiedy zacznie się chodzić z kijkami i opanuje chociaż na poziomie podstawowym technikę, to po niedługim czasie odkryje się serię zalet takich spacerów. Przede wszystkim jakie to cudowny złoty środek między spacerowaniem a bieganiem. Spacery są spoko, jednak na dłuższym dystansie stają się bardzo męczące. Wszystko za sprawą naszej sylwetki, postawy i nawyków trzymania rąk w kieszeni lub na paskach plecaka. Z każdym kilometrem cały nasz ekwipunek zaczyna coraz bardziej nas obciążać, a towarzyszące zmęczenie powoduje, że chcemy czy nie, nasza postawa się pochyla, garbimy się a to dodatkowo obciąża organizm gdyż nie jest to pozycja naturalna. Finalnie dłuższe spacerowanie lub piesza wyprawa finalnie nas wykańcza i na koniec mamy ochotę po prostu legnąć na łóżko i nawet nie zastanawiać się czy chcemy to robić dalej. A już w ogóle kumulacja tych negatywnych odczuć następuje, gdy człowiek dużo pracuje i mając ograniczoną ilość wolnego czasu właśnie wtedy chce nadrobić zaległości ruchowe i często porywa się na dłuższy niż odpowiedni do predyspozycji dystans.
Bieganie natomiast to nie moja bajka. Wręcz nienawidzę biegać, odkąd pamiętam, co sprawiło, że nawet nie próbowałem myśleć by wejść w taką rekreację. Kilka razy zdarzyło mi się biegać by np. zdążyć na pociąg czy autobus lub przed zamknięciem sklepu i wiem, że to po prostu nie dla mnie. Gdy poczytałem o tym jak to obciąża kolana, to już w ogóle upewniłem się, że nie ma takiej opcji.

Za to podziwiam każdego biegacza, który to robi i sprawia mu to przyjemność. A wielu takich mijam gdy chodzę z kijkami.
Co więc daje Nordic Walking? To o czym piszą wszelkiej maści artykuły na ten temat. Dzięki podparciu jakie dają kijki, nasza postawa prostuje się. Zaczynamy używać nie dwóch a czterech kończyn. To w swojej konsekwencji daje kolejne plusy, takie jak lepsze podparcie i lepszą stabilność. Najważniejsze jednak, że otwiera się nasza obręcz barkowa, wzrasta dzięki temu poziom natlenienia krwi i zaczynamy używać ponad 90% naszego układu mięśniowego. Odpowiednia technika odpychania się zwiększa nasze tempo spaceru. To najczęściej wymieniane zalety NW o których przeczytamy wszędzie gdzie poruszany jest ten temat.

Od siebie dodam to, czego nie zauważyłem w tych wszystkich poradnikach i przewodnikach po Nordic Walking. Już od pierwszego wyjścia wyciągnąłem pewne wnioski, które utrzymuję do dziś. Kije oprócz podparcia stanowią idealne rozwiązanie gdy wchodzimy w dość grząski teren i chcemy sprawdzić czy uda się przejść czy nie. I takie badanie gruntu już nie raz pomogło mi przejść w pewnych miejscach „suchą stopą”. Kolejna to funkcja obronna…..co prawda nie zdarzyło mi się i mam nadzieję, że nie zdarzy ale lepiej mieć coś przy sobie gdyby ewentualnie chciał się nami zainteresować jakiś pies wybiegający z posesji….Następna to funkcja społeczna, bo gdy idziesz z kimś na taki trening, to masz zajęte ręce i gwarancję, że wymianę informacji z odblokowanych ekranów będą tylko w chwilach przerw i odpoczynku. Zajęte ręce to również dodatkowa zaleta bo nie sięgasz ani po telefon ani po fajki (jeśli palisz a dzięki temu ograniczasz) ani po nic innego. Masz co robić i skupiasz się tylko na tym.

To były wnioski od pierwszej wyprawy, teraz pora na to co przyniósł dłuższy czas chodzenia z kijami. Niewątpliwie czy to przy kijach do Nordic Walking czy trekingowych, jeśli masz je ze sobą męczy Cię już trasa, a do celu jednak trochę zostało, stają się one idealnym podparciem, którego tak brakuje przy zwykłych spacerach. Owszem i tak pozycja ciała przy takim „dociąganiu” do celu nie będzie idealna, ale nie zmienia to faktu, że i tak będzie sto razy lepsza niż ta jaką by się miało bez nich. To właśnie dlatego wielu ludzi jadących na rekreacje bierze ze sobą kije. Wystarczy się rozejrzeć by to dostrzec. To podparcie jest ważne zwłaszcza gdy idziemy z plecakiem, w którym mamy ekwipunek, a tak się składa, że ja zawsze mam go na plecach i często zawartość daje się we znaki. Szczególnie w zimne dni, gdy noszę ze sobą duży termos i przekąski.

Zimne dni pokazały jedną z najbardziej zajebistych zalet tej formy rekreacji. Nie bez powodu nazywa się to Nordic Walking i wymyślono go w Finlandii, bardzo zimnym kraju. Ile to razy człowiek wychodził w zimę gdzieś się przejść i marzły mu ręce. Zgrabiałe, sztywne i zdrętwiałe z zimna dłonie często były powodem do szybkiego powrotu do domu. Przy Nordic Walking nic takiego nie występuje, co było dla mnie wręcz rewolucyjnym odkryciem. Ogólnie mam dwie pary rękawic sportowych, zakupionych kiedyś na pod jazdę na rowerze, jesienne i zimowe. O ile obydwie mam przy sobie gdy idę „w las”, to chociaż nie raz było kilka stopni poniżej zera ani razu nie zmarzły mi dłonie w tych cienkich jesiennych. Kiedyś myślałem, że dłonie nie zmarzną jeśli będzie się ruszać palcami więc na kijach będzie zimno, gdyż cały czas trzyma się rękojeść. Ruch całego ciała a w szczególności górnych kończyn wspomaga krążenie, które swoim stałym natężeniem ogrzewa ciało po całości, więc i w dłonie jest ciepło. Nawet gdy temperatura oscyluje w okolicach zera pewnie dało by się iść i bez rękawic. Nie było by to do końca komfortowe ale na pewno znośne.

Kiedyś myślałem, że moją największą pasją ruchową jest rower. Obecnie chociaż dwa kółka kocham miłością bezwarunkową, chodzenie z kijami stało się dla mnie czołową aktywnością i jednocześnie ulubioną. To też ma swoje uzasadnienie w wielu czynnikach przewyższających tą aktywność od jazdy na rowerze. Samo to, że chodząc angażuje cały organizm do pracy ma niebagatelne znaczenie, bowiem na rowerze w głównej mierze pracują tylko nogi a reszta ciała daje jedynie podparcie, a co za tym idzie marznące zimą dłonie. To jednak nie wszystko bo ilość różnic jest większa. Każde wyjście na rower niesie za sobą przygotowania, sprawdzenie stanu technicznego, odpowiedni ubiór i spakowanie ekwipunku na drogę, oraz zamontowanie całej niezbędnej elektroniki (licznik, światła, telefon itp.), do tego zawsze ustalam trasę tak, by dostosować się do kierunku wiatru i mieć go w plecy na powrocie. Dużo jest więc czynników decydujących o wyjeździe.

Z kijami zasadniczo wszelkie tego typu bolączki odpadają. Wystarczy chcieć, ubrać się i wyjść z domu. Jedynie w chłodne dni trzeba przygotować ciepły napój na drogę. Wiatr natomiast owszem też bywa problemem ale nie tak intensywnym jak na rowerze. W dodatku nie raz okazało się, że kije bardzo pomagają gdy wieje nam prosto w twarz. Idąc normalnie pochylamy się by dostosować nasz środek ciężkości do siły podmuchów, z kijami możemy iść w normalnej pozycji i przeciwstawiać mu się, co daje dużo satysfakcji gdy wygrywamy.

Chyba najlepszą różnicą między spacerami z kijkami a rowerem jest spokojna głowa gdy musimy zajść do jakiegoś sklepu. Zostawiając rower nawet w zapięciu i tak z tyłu głowy człowiek myśli czy ktoś się nim nie zainteresował a jeśli nie nim samym to jakimiś jego akcesoriami. Kije bierzemy po prostu ze sobą i nikt z nimi nas ze sklepu nie wygoni. A nawet jak oprzemy je w wejściu to raczej wątpliwe by ktoś się nimi zainteresował i je „sprzątnął”. Wiem bo sprawdziłem to w życiu nie raz.

Co prawda rower ma tą przewagę, że bagaż spoczywa w sakwach i nie obciąża pleców, natomiast plecak podczas spaceru nie jest uciążliwy przez wspomniane wyżej podparcie.

Kompaktowość kijków jest nieoceniona, można je bowiem zabrać wszędzie, czy to jadąc samochodem na wakacje czy w camperze, ciężarówce etc. Zabierają nikłą ilość miejsca, nieporównywalnie mniejszą niż rower, hulajnoga, sztangi i inne sportowe akcesoria. Zdarza mi się pojechać gdzieś samochodem by rozpocząć marsz w jakimś interesującym terenie. A co ciekawe komplet trekingowych na stałe zagościł w moim bagażniku, gdybym czasem zapomniał o tych do Nordic Walking, a będąc gdzieś w podróży poczuł nagle ochotę na spacer. Zresztą dobrze, że tam są bowiem przydały się już nie raz do np., wspólnego chodzenia z kimś kto był chętny by spróbować tej dyscypliny.

Trzeba też wspomnieć o bardzo istotnej rzeczy, która wyłania się gdy zaczniemy swoją przygodę z Nordic Walking. Jako społeczeństwo spędzające dużo czasu za kierownicą, często irytujemy się na to, że gdziekolwiek nie pojedziemy w miejsca turystyczne, to zewsząd atakują nas zakazy, opłaty parkingowe czy też specjalnie założone przeszkody i szykany, by nie móc wjechać autem tam gdzie chcemy. Trochę inaczej jest gdy poruszamy się rowerem, ale tu też czekają nas czasami ograniczenia, bo wiadomo, że rower jednak wszędzie nie wjedzie. Inaczej ma się sprawa spacerów, gdyż pieszy jest w naszym kraju najbardziej uprzywilejowanym użytkownikiem dróg. Choć brzmi to wręcz paradoksalnie, to najczystsza prawda i nie da się ukryć, że najwięcej na drodze może właśnie pieszy. Gdy chodzi się z kijami zaczyna się dostrzegać tą wolność od trosk związanych z zakazami. Gdy idziemy lasem wiemy, że możemy wejść dosłownie wszędzie i nikt nam nie wystawi mandatu za przebywanie na tym terenie. Zasadniczo możemy poruszać się gdzie tylko mamy ochotę, przy założeniu, że jest to miejsce publiczne. Sam lubię to uczucie gdy poruszam się jakąś drogą, która naszpikowana jest zakazami wszelkiej maści a widząc radiowóz nie obawiam się o zainteresowanie moją osobą. Inna sprawa była by gdybym tam wjechał, wtedy to byłbym na trajektorii zainteresowania co tu robię. Więc to kolejna korzyść wynikająca z poruszania się Nordic Walking, szczególnie cenna w rezerwatach przyrody. Jeśli tylko nasze auto zostało na dostępnym publicznie parkingu, a my dotarliśmy np. do pomnika przyrody na terenie rezerwatu, to możemy w pełni napawać się obecnością tam, bez stresów, że straż leśna się nami zainteresuje. W dodatku spacerujący w kijami są chyba najmniej irytującą grupą społeczną dla innych na drodze.

 

 

Po zakupie kijów zawsze następuje zainteresowanie „butkami”, co to w ogóle jest i dlaczego jest ich kilka rodzajów. Zasadniczo są trzy typy, zwyczajne gumowe końcówki z wyglądu miniaturowe wersje tych spotykanych w kulach ortopedycznych i innym sprzęcie medycznym, butki z dużym traktorem wyglądające jak miniaturowe buty, które nakłada się na kije w kierunku przeciwnym niż normalne buty, oraz trochę mniejsze tzw „kopytka”. Ich ogólne zastosowanie to lepsza przyczepność na asfalcie, bruku, piasku czy skałach ale przede wszystkim ochrona grotu kija przed nadmiernym zużyciem. Z początku używałem tych dużych nasadek w kształcie buta. Z biegiem czasu przerzuciłem się na najzwyklejsze, okrągłe, miniatury tych od kul ortopedycznych. Powód jest prosty, wystarczy mi że na twardej nawierzchni coś osłania grot a jeśli jest ślisko to nie ma praktycznie znaczenia jaki będzie „bucik”, bo i tak kije nie będą nadawały się do odpychania i będą się ślizgać. Ogólnie dla mnie zasada jest prosta, na twardym z nasadkami a na miękkim (polne drogi, lasy) na gołych grotach. Swoją drogą groty też są częścią wymienną, więc nie ma problemu gdy się zużyją.

Kto wie, może internet ma rację twierdząc, że najlepsze kije są jednoczęściowe. Są wykonane z innych materiałów niż te ogólnie spotykane. Wynika to z tego, że materiał wykorzystany do ich budowy musi spełniać normy sprężystości co ułatwia użytkowanie. Nie testowałem ich natomiast jestem świadomy ich wad. Po pierwsze nie ma możliwości regulacji, więc trzeba kupić dostosowane do naszego wzrostu (do tej kwestii jeszcze przejdę) i nie ma możliwości składania więc nie są kompaktowe. Teleskopowe natomiast oprócz regulacji wysokości, najczęściej mają system sprężynowej amortyzacji. Z początku wydawało mi się, że to zbędny „bajer”, szczególnie gdy na „sucho” sprawdzałem jego skok. Jak się okazało w terenie bardzo się on przydaje, szczególnie przy wchodzeniu na wzniesienia. Nie głupio to wymyślono i jak się okazuje to działa, bo niby zakres niewielki a jak poprawia komfort poruszania się. Oczywiście dostępne są również i takie kije, które składają się w tylu miejscach, że można je wrzucić nawet do najmniejszego plecaka. To już opcja dla tych którzy mają duży budżet, bo ich cena jest zawrotna na co wpływają w większości materiały z których są wykonane i system rozkładania i składania. Co kto lubi, ja jednak lubię normalne, ogólnodostępne dwuczęściowe, byle by były wygodne.

Wspomniana wyżej długość kijków zależna jest od naszego wzrostu. Są dwie metody by ustalić długość kija. Pierwsza to matematyczna – mnożymy swój wzrost razy 0.68 i otrzymujemy długość (na moim przykładzie 195 x 0,68 = 132,6). Wynik można sobie lekko uśrednić, dlatego sam chodzę najczęściej na 130 ale zdarzało się że i 135 ustawiałem. Precyzyjna długość jest zasadniczo konieczna przy treningach stricte technicznych i zawodach a poza tym ma być nam jak najwygodniej. Inna metoda to przymiarka z samym kijem, stajemy w pozycji wyprostowanej, łapiemy kij za rękojeść i stawiamy go na ziemi, jeśli łokieć zgięty jest pod kątem ok. 95 stopni, to długość kija jest odpowiednia (zginamy łokieć do kąta prostego i minimalnie opuszczamy rękę). I powinno nam wyjść to samo. Jak więc widać jest to proste i zajmuje chwilę a jak już ustalimy pożądaną długość, to po czasie wręcz o tym zapominany. Moje kije tak się wyrobiły na skali przez pracę systemu amortyzacji, że nawet nie muszę pamiętać jaka była wyliczona długość.

To na co zwróciłbym uwagę przy zakupie kijów to system rękawiczek. Polecam te, które można szybko i wygodnie wypiąć od kijów, bo bywają te co mają je zainstalowane wręcz na stałe a to robi trochę pod górę, bo gdy chcemy mieć wolne ręce, trzeba wtedy zdejmować rękawiczki co wyrabia rzepki mocujące.

Owszem, można nabyć tańsze modele z rękawiczkami, z których jedyną metodą uwolnienia się jest odpięcie paska na rzepkę. W dłuższym rozeznaniu jednak zużywa to rękawiczkę i zniechęca do ogólnego używania. A nie oszukujmy się, mało komu się chce naprawić posiadaną już rękawiczkę i zamiast naszyć na nią nową warstwę, łatwiej kupić coś nowego. Wtedy albo faktycznie robi się nowy zakup, albo wyrzuca kijki i…zapomina o temacie, bo zwycięża lenistwo.

Nordic Walking jest też wspaniałą motywacją do aktywności i rywalizacji. W czasach kiedy każdą aktywność sportową rejestruje się przez aplikacje w smartfonie, fajne są challenge, zarówno te oficjalne jak i te niepisane. Chyba te ostatnie są najbardziej intrygujące, bo sam jestem na czacie grupowym, gdzie co jakiś czas, ktoś wrzuca swój wynik i potem co chwila ktoś wynik poprawia. Na jakiś czas jest cisza, by potem znów zabawę powtórzyć. To bardzo zdrowa rywalizacja, bo w konsekwencji przynosi same korzyści a przy okazji daje możliwość obserwacji jak poszczególni członkowie osiągają coraz lepsze wyniki i ogólną kondycję.

Wydawać by się mogło, że o tak prostej dyscyplinie sportu, tudzież formie rekreacji, nie dało by się napisać więcej niż parę zdań. Życie pokazało, mi osobiście, że w każdej sferze zainteresowań istnieją meandry, w które można się zagłębić, pogłębiać wiedzę i ją rozwijać. Wszystko co opisałem powyżej to informacje ogólnodostępne plus moja wiedza, wynikająca z uprawiania Nordic Walking. Myślę też, że w tym temacie to nie ostatnie słowo i oscyluję, że za rok możliwe, że znów poruszę ten temat, konfrontując stan wiedzy z tym, który zawarłem w tym tekście. Wszystko czego dowiedziałem się do tej pory i co stosuję jest po to by jak najwięcej sobie ułatwiać i ukierunkować na korzyści dla zdrowia.

Nie zmienia to faktu, że Nordic Walking dla mnie to czysta przyjemność. Uwielbiam wychodzić na długie spacery, przemierzać kilometr za kilometrem, słuchać przy tym muzyki lub audiobooków, w które co jakiś czas wtrąca się asystent aplikacji, mówiąc o dotychczasowych statystykach. A jeśli do tego jest piękna pogoda, to nie ma nic piękniejszego. Przyjemność rekreacji z kijkami jest tak duża, że nie zwraca się uwagi na spojrzenia mijających mnie ludzi, czy to jadących autami, rowerzystów czy innych pieszych. Za to bardzo miłe jest to porozumiewawcze spojrzenie i pozdrowienia gdy spotka się na swojej drodze innych entuzjastów tej rekreacji. A tych jest zauważalnie coraz więcej.

Wspomnieć muszę jeszcze o kijkach trekingowych. To właśnie te kupiłem jako pierwsze i co najważniejsze, nowe w sklepie sportowym. Po pierwszych treningach zorientowałem się, że jednak do Nordic Walking potrzebne są specjalne kije w które szybko się zaopatrzyłem. Nie oznacza to jednak, że kije trekingowe poszły w odstawkę. Kilka razy zdarzyło mi się wziąć je w teren. Szczególnie kiedy zapominałem tych do NW a te nowe zawsze jeździły w bagażniku.

Zdarzyła się raz taka sytuacja, że miałem wyjazd z moją babcią, która ze względu na swój wiek ma coraz większe problemy z poruszaniem się. Jest z tych osób, które nigdy nie zdecydowały by się na laskę, ale jak szliśmy w miejsce docelowe i dałem jej kijki, uprzednio ustawiając je pod jej wzrost, była wprost wniebowzięta. Ja też na tym zyskałem bo dzięki kijkom babcia szła szybciej niż zazwyczaj.

Niezaprzeczalnie sama nazwa mówi, że to kije trekingowe, więc musiał nadejść czas gdy miały sprawdzić się w terenie. I nadarzyła się ku temu okazja, bo zwiedzanie jury krakowsko-częstochowskiej to idealna ku temu okazja. Zanim doszło do wyprawy wykonałem próbę przytroczenia ich do plecaka. Tu wyszło na to, że ich konstrukcja wysuwu w trzech częściach jest niewątpliwie jedną z największych zalet. Jeśli plecak ma specjalne paski na dole i elastyczne sznurki z zaciskiem u góry, to już jest się w domu. Same kijki trzymają się bardzo stabilnie, plecak jest usztywniony a wyjęcie ich trwa sekundę.

To jednak teren pokazał jak bardzo się przydają. Eksplorowałem w normalnych sportowych butach, więc były sytuacje gdzie czasem wpadałem w poślizg na liściach. Dzięki kijkom nie zjeżdżałem i byłem wręcz zakotwiczony w teren. Na zejściach dawały doskonałe podparcie, co jest największą zaletą, wymienianą w internecie przy ich wyborze. Jednak dla mnie największym błogosławieństwem było wchodzenie na wzniesienia. Nie dość, że mniej męczące to jeszcze o wiele szybciej niż po prostu na nogach.

I nie miały lekko, bo mam świadków, że w momencie gdy grunt był śliski i noga traciła stabilność, kije wbijane w grunt wręcz gięły się i prężyły. Nie robiło to na nich wrażenia i po powrocie wyglądają jak nowe. A co najważniejsze po powrocie nie bolały mnie kolana, co zdarzyło mi się parę lat wcześniej po eksploracji gór w okolicach Wałbrzycha.

Tak więc jeśli ktoś się waha i nie wie czy się w nie zaopatrzyć, to powiem, że szykując się na wyprawę wziąć należy: plecak, wodę i…kije. Reszta zależna jest już od osobistych potrzeba.

Nie wiem czy kogokolwiek przekonałem do Nordic Walking, czy chociaż do spróbowania wyjścia w teren z kijkami. To czy po nie sięgniesz, zależy od Ciebie. Ja tak jak mogłem przedstawiłem moją wiedzę dlaczego warto i jakie są z tego korzyści. Najbardziej jednak mi zależy by obalić mity, że kije to akcesorium dla emerytów. I tak jak jogging, bieganie czy nawet joga Nordic Walking to forma aktywności dla każdego. A największym problemem jest tylko i wyłącznie to przekonanie o geriatrycznym targecie.

Jest to oczywiście bzdura i osobiście cieszę się, że nie dość, że to dotarło do Polski, to w dodatku jesteśmy największymi specjalistami w tej dyscyplinie. Nawet tam gdzie powstała, czyli w Norwegii a nawet w Chinach, które aspirują do bycia pierwszymi w jej uprawianiu, jest podziw dla naszych zawodników, którzy uprawiają to profesjonalnie i sportowo. Polacy są zapraszani często jako eksperci by dzielić się doświadczeniami i radami.

Mam wielką satysfakcję, że dzięki mojej aktywności z kijkami udało mi się przekonać parę moich znajomych osób do tej formy spacerów. I to wcale nie na zasadzie zachęcania a zwykłej obserwacji moich poczynań. Kto wie, może i ty się do tego przekonasz. Wiem na pewno, że warto, bo sama chęć sprawdzenia się z kijkami to jednocześnie kolejny powód by wyjść z domu i zażyć ruchu.

Wszędzie gdzie znajduję wypowiedzi sportowców, czy to aktywnych czy też emerytowanych, powtarzane jest, że „życie to ruch”. Póki się ruszasz to żyjesz!

Niezależnie więc czy jeździsz rowerem, biegasz czy nawet wychodzisz na długie spacery z psem, każda forma ruchu nie tylko wydłuża twoje życie, ale sprawia że twój organizm dłużej będzie w formie.

Nordic Walking to jedna z tych aktywności, która wciąga, uzależnia i sprawia, że chce się więcej. A o to w tym wszystkim chodzi.

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chciałbyś więcej podobnych treści, możesz postawić mi kawę. To sprawi, że nie zasnę i będę miał więcej energii do tworzenia nowych tekstów.

Zostaw Komentarz