Rzadko kiedy piszę o pieniądzach i ogólnie kwestiach finansowych. Jednak tym razem czuję się do tego wręcz zobowiązany.
Uwielbiam wolność jaką daje mi moja strona. To dzięki temu medium mogę w pełni wolności słowa, która oczywiście musi zmieścić się w netykiecie, wyrażać swoje zdanie, opinie a czasem także bolączki na różne tematy. Nie ogranicza mnie miejsce, ani czas. W dodatku nie muszę martwić się o cenzurę wszelkiej maści mediów społecznościowych, które mogą co jedynie zbanować link prowadzący do moich treści. O ich odbiór się jednak nie martwię, bo odzew organiczny jaki dostaję po publikacjach, każe mi mieć pewność, że kto ma to przeczytać, to na pewno to zrobi. Z tego miejsca też pragnę podziękować za wszystkie wiadomości dotyczące niedawnej publikacji tekstu KONTRAKT, który wielu przypadł do gustu. A co jeszcze milsze, pokazało mi to, że czytelnicy nie odeszli, mimo długiej przerwy jaką im zafundowałem.
Biorąc to wszystko pod uwagę cudownym jest to, że to o czym dziś napiszę, nie będzie uznane za wpis sponsorowany. To tylko moja sucha analiza faktów a także rozliczenie się (jakkolwiek to dwuznacznie teraz nie brzmi) z instytucją bankową, z którą właśnie się rozstałem. Jednak jak zwykle potrzebny jest wstęp, od którego znowu nie uciekniemy.
Moja przygoda z posiadaniem konta bankowego rozpoczęła się z momentem podjęcia nauki na uczelni wyższej. Wtedy to chcąc nie chcąc musiałem założyć konto osobiste, by móc otrzymywać przelewy stypendialne. Kolega namówił mnie wtedy na BZ WBK, który obecnie znany jest jako Santander Bank Polska. Mieli wtedy ofertę konta, które nazywało się „<30” i jak sama nazwa wskazuje, oferowała wiele korzyści dla każdego klienta poniżej trzydziestego roku życia.
Wtedy jako nie opierzony w temacie po prostu to konto posiadałem, bez większych obserwacji i zaangażowania w temat. Mało tego, w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że kiedyś będę płacił głównie plastikową kartą. Jej istnienie kojarzyło mi się raczej z amerykańskimi filmami i to, że tam stanowiły status luksusu i bogactwa. Sam byłem i jestem zwolennikiem gotówki, więc było dla mnie dość sporym zdziwieniem jak płatności kartą potem się przyjęły.
Jakiś czas później za namową brata założyłem konto w mBanku, które wtedy oferowało najlepsze warunki na rynku, a samo BZ WBK jakiś czas później opuściłem, bo zbliżałem się do trzydziestki lat i bank nie miał mi nic lepszego do zaoferowania. Mbank był wtedy objawieniem na rynku. Wszystko za free i jeszcze podśmiechujki w reklamach, gdzie szydzono z innych banków, które wymagały od swoich klientów wiele opłat i prowizji.
I tak sobie to trwało i mogło by trwać, gdyby nie to, że na przestrzeni lat mBank od porządnej instytucji bankowej stał się bytem, który wytrwale i mozolnie zaczął traktować klienta niepoważnie, by w swojej bezczelności stać się tonącym okrętem, którego z pewnością czeka upadek na dno.
Na początku wszystko się zgadzało, w każdej pracy jaką miałem, pokazywałem wydruk z numerem konta i moja wypłata trafiała na nie co miesiąc. Korzystałem zarówno z przelewów internetowych jak i z płatności kartą, często też wybierając pieniądze z bankomatów. Po czasie bank stwierdził, że niestety ale darmowe użytkowanie się skończyło i muszą wprowadzić opłatę za korzystanie z karty. A konkretniej tak nazwali koszt tego, że kartą można wybierać pieniądze z wszystkich bankomatów bez prowizji. Spoko, te początkowe 5 zł mnie nie ubodło, nawet jak z biegiem czasu okazało się, że finalnie to 18 zł miesięcznie. Gdyby chodziło tylko o to, to naprawdę nie było by o co kruszyć kopii.
Niestety w czasie późniejszym a w szczególności w ostatnich 2 latach zaczęły się dziać rzeczy czasem wręcz nieprawdopodobne. Zaczęło się od tego, że nie wiedzieć czemu mBank zaczął wysyłać mi na skrzynkę mailową tyle zmian regulaminu, że po czasie nie dało się nad nimi nadążyć. I szczerze to konkrety wiedziałem z informacji na forach internetowych czy też czerpiąc je z innych źródeł z sieci. Tak czy inaczej ilość tych zmian była tak gęsta, że często wyglądało to jak czysty spam. Była to sprytna zagrywka z ich strony, bowiem okazało się, że zaczyna być coraz mniej wesoło. Wyszło na to, że opłata 18 zł za to, że można wybierać sobie gotówkę z wszystkich bankomatów bez prowizji, stała się fikcją. Wszystko wyszło w praniu, gdy po raz pierwszy przekonałem się o tym, jak raz miałem potrzebę wybrać dwa razy po 50 zł z bankomatu w dyskoncie spożywczym. Wracając z zakupów aplikacja wyświetliła mi na zegarku, że właśnie pobrano ode mnie dwa razy po 2,5 zł prowizji za skorzystanie z tego bankomatu. Po wgłębieniu się regulaminy doczytałem, że prowizji by nie było gdybym wyjął co najmniej 300 zł. No cóż, tyle nie potrzebowałem, pilnować się w tej kwestii nie będę. Czyli zostałem skazany na prowizję, za której brak i tak już płacę w innej opłacie.
W miejscu mojego zameldowania jest tylko jeden bankomat i to należący do (para) banku spółdzielczego. Tam to zawsze prowizja była, bo jak nie masz wyjścia, to musisz wybrać tu a „my sobie za to już sowicie policzymy”. Kiedyś kolega poinformował mnie, że da radę bez prowizji ale muszę wybrać gotówkę BLIK-iem. No chciałem, ale nie było nigdzie takiej opcji, a po włożeniu karty do czytnika, było już za późno. Po jakimś czasie lokalny bank się „ulitowoł” i przy prawym, dolnym klawiszu dokleił nalepkę z napisem Blik i strzałką, że tu się klika by w ten sposób wybrać pieniądze. Potem czarne logo wyświetlało się także na ekranie. Czas mijał i zdarzyła się dość niedawno potrzeba by z tego bankomatu skorzystać. Potrzebowałem równe 250 zł, podjeżdżam pod bankomat, radośnie wybieram pieniądze i odjeżdżam w swoją stronę. Następnego dnia wchodzę w aplikację a tam w historii transakcji oprócz zarejestrowania faktu pobrania gotówki, dodatkowa operacja pod nazwą „2,5 zł prowizji za skorzystanie z BLIK-a z bankomacie”. Szczęka mi opadła, a gdy wróciła na swoje miejsce skontaktowałem się z moją znajomą, która pracuje w bankowości i powiedziałem o tym co się wydarzyło. Też była w szoku, ale jak wysłałem jej dowód na to co się odwaliło, to możecie mi uwierzyć lub nie, że stało się to hitem dnia w jej pracy (w innym banku oczywiście). Mało tego, z ciekawości sprawdziła regulaminy i zadzwoniła do mnie mówiąc: „Ciesz się, że nie przyszło Ci do głowy wybrać wtedy tej kasy za pomocą karty, bo zapłaciłbyś nie 2,5 zł a całe 5 zł.”
Aż mi zimny pot na plecy wystąpił, bo to już by było przegięcie. Teraz ciekawostka, to że jest tam prowizja w takich kwotach, czy to, że jest prowizja w sieci bankomatów Euronet, to nie wina tych podmiotów, tylko…mBanku, że tak beznadziejne umowy z nimi podpisał. Już to było dla mnie solidną podstawą by zacząć powoli żegnać się z mBankiem, ale on sam dał mi ich jeszcze więcej by zrobić to w trybie wprost natychmiastowym. To co mnie trzymało to po części mikro kredyt, który wziąłem dłuższy czas temu, bo pewna sytuacja mnie do tego zmusiła. Był tak mały, że jeszcze mniejsze raty rozłożyłem sobie na naprawdę długi czas, tak by nie czuć, że w ogóle go mam. Niedawno postanowiłem, że powoli będę spłacał go według swoich wytycznych kwot. Ostatnio wpłaciłem tyle, że do spłaty zostało mi równe 1000 zł. Ta równa kwota jak i inne będą miały duże znaczenie dla istoty tego tekstu i mojej decyzji.
W ostatnich tygodniach mBank nie pozwalał o sobie zapominać. Częste przerwy techniczne w weekendy, dotkliwe prowizje, zmiany regulaminów, a do tego ogłoszenie na początku tego roku, że od czerwca BLIK przestanie być bezpłatny. Dzień przed wprowadzeniem w życie opłaty za korzystanie z BLIK-a mBank poczuł „ogień w dupie”, bo gdy na serwisie Wykop.pl na tą wieść, społeczność rozpoczęła istny lincz, który rozlał się na wszelkie kanały informacyjne mBanku, bardzo szybko nadeszła odpowiedź, że „Szanując swoich klientów póki co nie wprowadzimy tego i na razie BLIK pozostanie darmowy”. O łaskawcy z Koziej Wólki, wdzięczność wam składamy i….czekamy kiedy jednak wprowadzicie opłatę i za to. To już było tylko potwierdzenie, że trzeba uciekać. Aby dokonać tego czynu, czas na to by to moje zobowiązanie kredytowe spłacić, ale jeszcze poczekałem.
W międzyczasie dzwoni do mnie konsultantka, która po zautoryzowaniu się w aplikacji, zapytała jak mi się korzysta z ich banku. Więc powiedziałem, że chujowo i że zmieniam bank jak tylko będę miał taką możliwość. Zapytała dlaczego i wtedy wyłuszczyłem jej to wszystko o czym napisałem wyżej. Przyznała, że no tak ostatnio było kilka zmian i pewnie będą kolejne, ale…..”gdzie Pan znajdzie tak miłą obsługę jak u nas?”. Odpowiedziałem, że miła obsługa to za mało, gdybym usłyszał, że jako klient, który od ponad dekady (13 lat) jest w ich banku mogę mieć gwarancję chociażby darmowego korzystania z BLIK-a, to była by inna rozmowa. Nie mogła mi tego zapewnić, więc zakończyłem rozmowę bez żalu.
Czas leciał i całkiem niedawno stało się coś, co sprawiło, że tym razem to już wkurwiłem się doszczętnie. 28 września 2024, sobota, zakupy. Jak co tydzień w ten dzień muszę zrobić sprawunki na cały tydzień w drogę i inne, które są mi potrzebne. Akurat w tą sobotę przypadły większe zakupy, bo musiałem uzupełnić zapasy nie tylko żarcia, ale także chemii gospodarczej czy kosmetyków. Zamknąłem się w kwocie 700 zł i wróciłem ze sprawunkami do domu. Załóżmy że na koncie zostało mi 5000 zł co ma znaczenie w okrągłości kwot. Jadę w trasę i we wtorkowy wieczór przeglądam sobie internet. Coś mnie tknęło by wejść na aplikację banku a tam….Stan konta 4300 zł. No co do kurwy? Wiedziałem, że coś się odwaliło, ale co? Ktoś mi wysłał jakiś lewy link i zajebał kasę, czy inny szwindel? Nic nie ma w ostatniej historii, a to co widzę to zakupy w sklepach z soboty.
Sprawa się wyjaśniła jak wszedłem na fanpage mBanku. Coś im się w systemie wysypało i….każdemu klientowi, który robił zakupy w sobotę, zaksięgowali dwa razy i teraz to odkręcają. Sraczka była niezła, linie zajęte, brak odzewu na wiadomości a do rana musieli to pozamiatać, by reszta klientów po pobudce nie kapnęła się, że właśnie ich bank zajebał im pieniądze.
To już było dla mnie za dużo i wiedziałem, że trzeba dosłownie spierdalać stąd i to natychmiast, bo za chwile się okaże, że sytuacja się powtórzy ale tym razem moich ciężko zarobionych pieniędzy nie odzyskam. A ku temu mam przesłanki, bo było wielu, którzy niestety ich nie dostali z powrotem. I ja to tylko 700 zł a byli tacy co właśnie w weekend kupowali sobie na przykład telewizory za pięć koła i okazało się rano w środę, że nie mogli zapłacić za rachunki, bo mieli debet na kilka tysi.
No tak, ale został ten kredycik, a raczej formalność jego spłaty. Więc wchodzę w apkę w zakładkę kredyty i…jak byłem pewien, że mam do spłaty równe 1000 zł, tak uderza mnie po oczach kwota 1117 zł. No tak…regulaminy, prowizje, zmiany stóp procentowych, spready i chuj wie co jeszcze. Niech pomyślę, skoro mi do kwoty równego tysiąca przez swoje wymysły doliczyli 117 zł, to co mają powiedzieć klienci, co mają kredyty na setki tysięcy złotych i to jeszcze wielu z nich we frankach? Wyrazy współczucia to za mało, bo tu trzeba płakać a nie się śmiać.
Bardzo szybka transakcja spłaty i….”spierdalajcie” pomyślałem sobie. Fakt, że dostałem mały zwrot, co myślałem, że będzie dla nich jakimś powodem do małego zwrócenia honoru, ale koleżanka uświadomiła mi, że to ich zasrany obowiązek za to, że spłaciłem wcześniej. Bilans emocji wyszedł na zero.
W międzyczasie udało mi się raz wyjść z pracy wcześniej. Nawet nie zajeżdżałem do domu, tylko prosto z pracy, z całym dobytkiem z kabiny w moim kombii, pojechałem założyć konto w innym banku. W jakim? Nie powiem, bo można by było uznać, że to wpis sponsorowany. Powiem tylko, że w przypadku mBanku, każdy inny (oprócz parabanków spółdzielczych i skoków stefczyka) lepszy. Szybko też przerzuciłem co się dało na nowe konto, łącznie z opłatami stałymi i oszczędnościami. Potem tylko czekałem na kartę by ją aktywować i podpiąć pod inne opłaty w sieci. Kiedy już przyszła, całkowicie przeniosłem wszystko co związane z finansami na nową, przede wszystkim bezpieczną przystań.
Te wszystkie prowizje, opłaty, zmiany regulaminów przez które zarządzanie zarobkami stało się nie tylko utrudnione ale także uszczuplone, ma niebagatelny wpływ na moje podejście do ich statutu.
Skoro ktoś zabiera mi parę złotych za to, co powinno być nią nie obciążone, bo przecież płacę za to w innej usłudze, to po prostu kradnie moje pieniądze. Moje pieniądze z których część ukradziona przez bank szła na wszelkie akcje partnerskie i sponsorowane. Ba! Większość z tych akcji mnie nie dotyczy, nie uczestniczę w nich, lub co najlepsze, nie chce brać udziału w dokładaniu się do nich.
Bank natomiast podpisuje umowy, wywala hajs i by się wyrobić z bilansem a jednocześnie sowicie wypłacać środki swoim podmiotom wspieranym, niczym najbardziej komunistyczny rząd, co chwila podwyższa i dodaje podatki, czyli tu prowizje i opłaty. Miarka się zbiera a ja nie dość, że muszę płacić normalne podatki to z mojej pensji szło wszystko na te akcje.
Nie ze mną taka brudna gra. A to co mBank robił takim zachowaniem to czyste skurwysyństwo! Dlatego też tym bardziej cieszę się, że już mnie tam nie ma. Cieszę się też, że mBank nie wpadł na pomysł by w swoich reklamach wykorzystywać wizerunek „znanej mordy” z pierwszych stron gazet i ekranów, jak czynią to inne banki. Bo wtedy te prowizje szły by na wypłatę dla kogoś kto i tak ma na koncie miliony. Na kolejne nie chciałbym się dokładać i jeszcze mieć świadomość, że ja cały tydzień jestem w drodze po to by znany aktor, czy tam inny celebryta, grzał się na plaży w Afryce, tylko za parę zdjęć do bilbordów, za które zapłacono mu między innymi z moich pieniędzy.
Owszem można było kombinować, szukać bankomatów mBanku i partnerskich. Jednak tu nie o to chodzi. Komfort użytkowania czegokolwiek polega na wygodzie takiej, że prawie togo nie odczuwasz, że coś posiadasz. Czy to telefon który działa jak należy, czy nawet lodówka czy pralka, która się nie psuje. Nie kurwisz każdego dnia, że czas to zmienić, tylko jesteś zadowolony i nawet polecasz dany produkt. A gdy ten padnie długo po gwarancji, to wracasz do tej marki i kupujesz następny, bo im ufasz i czujesz się z tą marką bezpieczny. Mbank zachowuje się typowo korporacyjnie i te najzdrowsze zasady ma po prostu głęboko w okrężnicy, tak samo jak swoich klientów.
Co najgorsze to „góra” podejmuje decyzje a potem pracownicy niższego szczebla dwoją się i troją by pokazać, że gówno to naprawdę kakao, które warto wypić. I to oni zbierają opierdole od słusznie wkurwionych klientów. Tak samo jak Pani konsultantka ode mnie. Ona miała prawo czuć się z tym źle, a ja miałem prawo jej to wyłożyć. Tylko, że ja już nie korzystam z tego banku, a Pani pewnie zastanawia się, co tam jeszcze robi, bo nie mają klientom nic do zaoferowania, jej praca wygląda jak czysta akwizycja. Dodam też o czym zapomniałem, że podczas rozmowy z Nią powiedziałem, że tylko ureguluję resztę mojego kredytu i mnie nie ma. Ona na to, że szkoda, że nie mam dwóch kredytów, bo mają zajebistą promocję na kredyt konsolidacyjny. Ręce mi opadły, bo jako dobry klient, który unika jakichkolwiek kredytów, właśnie zostałem opatrzony opinią, że jeden to za mało, bo lepiej mieć dwa.
Często na przestrzeni lat zdarzało się, że dzwonili do mnie z propozycją a to pożyczki, a to ubezpieczenia. Zawsze mówiłem tak „Jestem w waszym banku i mi wszystko pasuje. Jeśli będę miał wziąć kredyt lub się ubezpieczyć, to na pewno zrobię to u Was. Jeżeli natomiast będziecie mnie nękać telefonami w tej sprawie, to jest więcej niż pewne, że po złości zrobię to w innym banku”. Chyba podziałało, bo potem przestali, ale co się namęczyłem to moje.
Najsmutniejsza konkluzja jest jednak taka, że będąc klientem 13 lat, który przyzwyczaił się do swojego banku, musiałem go opuścić. Nie było chęci współpracy, próby zatrzymania mnie jakimkolwiek solidnym argumentem, czy nawet tak niskim ruchem jak jakiś gadżet w prezencie.
Przez to taka marka sama sobie pluje w twarz. Bo to nie ważne czy masz kontrakt na miliony złotych, czy zarabiasz najniższą krajową, czy też jesteś w klasie średniej. Bankowość jest ważną kwestią życia, szczególnie teraz gdy swoje pieniądze możesz wydawać kartą, telefonem, zegarkiem a niedługo huj wie czym jeszcze. Potrzebujesz solidnego powiernika, który oznacza wygodę, komfort i przede wszystkim bezpieczeństwo. To wszystko już nie istnieje w mBanku. A ja będę z czystą satysfakcją obserwował ich kolejne potknięcia a finalnie druzgocący upadek.
Na koniec dodam, że zamknięcie u nich konta to też ciekawa kwestia. Wziąłem urlop w pracy, pojechałem do placówki mBanku w dzień powszedni, ogolony i ubrany w „nowiuśki koszuli”. Odstałem swoje w kolejce, ba nawet odstrzegłem PESEL gdyby okazało się, że to konieczne do tej operacji. Przyszła moja kolej i gdy powiedziałem, że chcę zamknąć moje konto, rachunek w ich banku, to Pani, której mina mówiła aż za wyraźnie „Yhyy kolejny…”, najpierw zapytała dlaczego? A gdy odpowiedziałem sprytnym bankowym kluczem, mówiąc „Trzy razy NIE!” (polecam tą sztuczkę) odrzekła, że konto zamyka się online…. Yyyyy? No tak Proszę Pana, bo to bank internetowy. . . .
Jednak tu zaczynają się kolejne ciekawostki. Pierwsza to taka, że nie można tego zrobić przez aplikację. Dlaczego? – Nie wiem, nie pytaj, po prostu tak jest. Druga to pozytywna kwestia, bo Pani zdeklarowała, że skoro tu jestem, to mnie przez ten proces przeprowadzi. A więc musiałem się zalogować do konta przez przeglądarkę w smartfonie. A dalej, krok po kroku, za pomocą wskaźnika dostawałem instrukcję, gdzie klikać by rozpocząć proces zamykania konta. I przyznam, że byłem lekko w szoku jak głęboko jest to zakopane w opcjach. Szczęśliwie mi wyświetliła się opcja, by proces ten zacząć natychmiastowo a nie, jak sugerowała Pani z obsługi, z miesięcznym wypowiedzeniem. Finalnie całkowite pożegnanie, czyli usunięcie konta, nastąpiło po tygodniu.
Aż nie mogłem uwierzyć, że nie mogłem się zalogować i dostałem serię SMS-ów z informacjami o wylogowaniu i zamknięciu zlecenia.
Radość, ulga, z lekka rozczarowanie, bo 13 lat nagle przeszło do historii. Szczęśliwie moje wszystkie aktywa były już na innym koncie i to na takim, na którym czuję, że są bezpieczne.
Jak to powiedział mój znajomy w komentarzu na facebooku, pod wpisem w którym to oznajmiłem, że moja współpraca z mBankiem się zakończyła, „Każdy bank w chuja robi. Z tego żyją”. Owszem, zgadzam się z tym w pełni. Natomiast jak w wielu życiowych sprawach, zdając sobie z tego sprawę, trzeba wybrać „mniejsze zło”. Czy bank w którym jestem teraz tego nie robi? Robi, ale ze wszystkich ofert na rynku, robi to w najmniejszym stopniu. Więc są opłaty, ale jasne, klarowne i przede wszystkim – niskie!
Jeśli ktoś stoi przed wyborem banku to w sumie nie ma wyjścia, bo albo będzie miał opłatę za kartę, prowadzenie konta, albo….wydawać by się mogło, że wszystko będzie gratis, to szczęka opadnie, gdy przyjdzie do załatwienia jakiejkolwiek sprawy w placówce.
Mi najbardziej zależało na tym, bym już nie był ofiarą takich paradoksów o których pisałem wyżej. I chociaż decyzja o zmianie banku nie była łatwa, a tym bardziej cały proces przenoszenia opłat na nową kartę, zanim subskrypcje zaczną pobierać należności z konta, to jednak było to nie tylko wyborem, ale przede wszystkim koniecznością.
Bo powtórzę jeszcze raz, w kraju gdzie podatek goni podatek, drożyzna wywoływana galopującą inflacją powoduje, że nawet zarabiając kilka tysięcy złotych miesięcznie, człowiek czuje że stać go na coraz mniej, ja nie życzę sobie, by jeszcze bank, który jest powiernikiem moich ciężko zarobionych pieniędzy, zabierał mi je i wydawał na akcje sponsorowane. Już wolę te kwoty prowizji, którymi co chwilę uszczuplał moje konto, wykorzystywać jako opcję mikro oszczędzania. Czyli na przykład do każdych zakupów mogę doliczyć kwotę, która automatycznie przekazywana będzie na konto oszczędnościowe. Więc to nadal będą moje pieniądze i to jeszcze leżące na małym, bo małym ale procencie. I niech tak pozostanie!
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i doceniasz moją twórczość, możesz postawić mi kawę bym miał więcej energii do tworzenia nowych treści!
Zostaw Komentarz