30 lipca 2017 – Dni Piotrkowa Kujawskiego. Koncert Lady Pank.
Jakby tu zacząć? Ok to będzie już nudne i męczące ale….kolejny weekend jak wyspa, jak oaza dla zmęczonego organizmu. Postanowienie – leżeć, odpoczywać, nic nie robić. Tak by potem w pracy opowiadać jak to się człowiek narobił, leżąc do góry brzuchem i omiatał wzrokiem sufit. Ale nic z tych rzeczy.
Telefon do przyjaciółki, taki spontan, co tam u nich itp. Rozmawiamy sobie i nagle pada pytanie „Jedziesz z nami w niedzielę na Lady Pank do Piotrkowa Kujawskiego?”. No i namówiła……Chociaż argument przeciwko był taki, że koncert oficjalnie miał rozpocząć się o 20:00 w niedzielę a ja musiałem w poniedziałek wstać do pracy o 3:00. Prosta kalkulacja, znowu sen będzie towarem deficytowym. Trudno przełożę datę wyspania na inny termin.
Jednak argumentem za było to, że spełniło się moje marzenie i mogłem w końcu jechać na pełnowartościowy koncert z dobrą ekipą. Koncert był za free i w dodatku miałem podwózkę, co oznaczało jedno – mogłem się napić złocistego napoju!
Kiedy zapadła decyzja że jedziemy, to nie wiem kto był bardziej podekscytowany. Czy ja jako wielki entuzjasta, człowiek, który uczył się grać na wiośle na piosenkach Lady Pank, grający ich piosenki na ogniskach. Czy też może Marta – Jednym słowem FANATYCZKA LADY PANK! Tutaj dodam, że Marta Możdżeń z którą znamy się pół życia, nie dość, że oczywiście posiada wszystkie płyty zespołu, to jeszcze do tego ma opasłą kolekcję winyli z pierwszych wydań. W każdym bądź razie, w trójkę czyli ja, Marta i jej mąż Grzesiek, pojechaliśmy do Piotrkowa w upalne, niedzielne popołudnie.
Impreza w stylu festyn. Czyli jakby nie patrzeć byłem tam dość egzotyczny. Czułem te smagania wzrokiem po dredach, ubraniu i łańcuchu przy spodniach. Ale jednocześnie widziałem, że raczej ludzie dobrze się bawią i nie ma spiny, jak to zazwyczaj bywa przy festynach pod hasłem – kiełbasa, disco polo i piwo, z naciskiem na to środkowe. A co do piwa, to przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio piłem tak dobre piwo z kija. Marki nie podam, ale to był oryginał i smakował przednio, że szkoda mi było patrzeć na tarczę zegara, że na drugie nie mogę sobie pozwolić.
Po spożyciu rozluźniacza pleców, udaliśmy się pod scenę by jeszcze za w czasu dobrać się do barierki. Co udało się bez trudu. Kiedy ze sceny zszedł ostatni band (zainteresowanych kto to był i co grał odsyłam na strony Piotrkowa Kujawskiego), czekaliśmy aż wejdzie nasz ulubiony zespół. Po strojeniu instrumentów przez ekipę techniczną i zamontowaniu kurtyny z logiem Lady Pank – 35 lat, na scenie pojawił się zespół……
….oczekiwań miałem sporo. Po pierwsze czy będą grać na żywo czy z playbacku, po drugie czy będą trzeźwi, po trzecie czy sam Panas będzie trzeźwy, po czwarte jak podejdą do koncertu. Czyli czy będzie to odegrane na pałę czy może będzie to regularny, profesjonalny koncert……po piąte, szóste, siódme….A tu nagle zaczęli grać, kurtyna opadła! I się zaczęło….
Już po odegraniu Kryzysowej Narzeczonej wszystkie wątpliwości zostały obalone w jednej chwili, tak jak kiedyś nie jedno pół litra przez zespół! Co tu dużo mówić, zespół zagrał na trzeźwo i na żywo i bardzo ale to bardzo profesjonalnie. Widać, że Janusz Panasewicz wziął sobie do serca swoje własne doświadczenia z koncertu Lata Z Radiem parę lat temu, oraz to jak zrehabilitował się później w Opolu. Energia, kontakt z publicznością, brak ciągłego „wszyscy” na zmęczeniu. Solówki Borysewicza aż rwały membrany z nagłośnienia. Podczas gdy Panasewicz musiał dwa razy zejść ze sceny by się schłodzić, Borysewicz przedłużał swoje pajączkowe wirtuozerie przy czym widać, że bawił się chyba lepiej niż publiczność.
A ja znowu dałem z siebie więcej niż zakładałem. Mokry od potu razem z przyjaciółmi, skakałem i śpiewałem. Jedyna różnica jest taka, że ja do tego machałem dredami. Jednak nasze szaleństwo zauważył sam zespół. Sam Panasewicz już na wstępie odmachał pozdrowienie Marcie a potem nie raz mieliśmy kontakt wzrokowy. To piękne, wspaniałe uczucie, kiedy patrzysz prosto w oczy swojemu mentorowi, którego styl gry opanowywałeś jeszcze za dzieciaka. I teraz kiedy linia waszego spojrzenia się styka, w głębi duszy widzicie to zrozumienie.
Nie zdawałem sobie sprawy, że za mną było parę tysięcy ludzi, niektórzy się bawili podobnie do nas, inni przyszli z czystej ciekawości a jeszcze inni bo na festynie trza być. I chyba ta ostatnia grupa, szczególnie w reprezentacji pań w średnim wieku, obserwując nas, zaraz po powrocie do domów pewnie dała na mszę w następną niedzielę.
Lady Pank zagrało w 5 osobowym składzie, co pozwoliło na dłuższe solówki i pełniejsze brzmienie. Zaskoczeniem było to, że po Zamkach Na Piaslku zespół dał się namówić na bis (podwójny) i na sam koniec zagrał NA-NA. Oszalałem, bo takiego seta na koncercie właśnie sobie wymarzyłem. Wszystko się zgadzało a ja znowu poczułem się jak małe dziecko, co dostaje wymarzony prezent na gwiazdkę.
Lady Pank zagrało najlepszy koncert na jakim byłem (to był 2!), jaki słyszałem (media, płyty, DVD) czy widziałem (YT, Telewizja). W odpowiedzi na zapytania znajomych, którzy widzieli relację na żywo na fb. Serio jak później to oglądałem też miałem wrażenie, że na wokalu jest procentowo. Ale uwierzcie mi, to tylko wrażenie. Lady Pank nadal są żywą, pełną energii legendą.
Spełniło się moje marzenie, bo mogłem widzieć jeden z moich ulubionych zespołów i to z pierwszego rzędu. Dziękuję Marcie i Grześkowi za propozycję i transport, bo to Wy spełniliście to moje marzenie, choć na początku może dla nas wszystkich nieświadomie.
Poniżej zdjęcia i filmy, których autorem oprócz mnie jest również Marta Możdżeń (największa fanka Lady Pank!)
Zostaw Komentarz