To bardzo ciekawe jak życie samo podsuwa tematy do pisania. Będzie to kolejny esej w którym uzewnętrzniam się z moich przemyśleń.
Człowiek rodzi się i wchodzi na ścieżkę życia, doświadczając, odkrywając, ucząc się i analizując wszystko co spotyka na swojej drodze. Z biegiem lat nabywa doświadczeń by móc „odsiewać” to co dobre od tego co niepotrzebne. Brzmi niby banalnie ale pięknie potwierdza się w doświadczeniach.
Ja sam postanowiłem zmienić taktykę i postarać się przejść do tematu właściwie od razu. Chociaż wstęp będzie potrzebny, bo wszystko jest tutaj ważne.
Wspominałem w poprzednich esejach o tym, że robiłem porządki w social mediach. Robiłem je i robię non stop. Blokady sypią się niczym liście z jesiennego drzewa, a za każdym razem kiedy to robię czuję spokój i ulgę. Uważam wręcz, że dzień bez blokady jest dniem straconym. I zasadniczo każdą dobę rozpoczynam od tego, gdy już moje poranne rytuały przejdą do etapu tzw. prasówki.
Blokowanie które kiedyś było koniecznością, dziś jest dla mnie taką miłą rutyną, która pozwala „oczyszczać” internetową przestrzeń. Z czasem okazuje się jakie pozytywne skutki to przynosi, bowiem okazuje się, że moje treści zaczynają trafiać tylko do odbiorców na których mi zależy, a reszta nie ma do nich dostępu, bo w internetowej przestrzeni dla nich te treści po prostu nie istnieją. Tak samo jak dla mnie nie istnieją ci, którzy trafili na przepastną listę zablokowanych.
Ktoś by pomyślał, że blokuję znajomych i nie mam ich w social mediach. Więc wyjaśniam po raz kolejny, że znajomych to ja mam i to sporo. Ich też czasem blokuję, o czym właściwie będzie ta rozprawka, natomiast większość zablokowanej gawiedzi pochodzi z zupełnie innych źródeł.
Wystarczy wejść rano na jakiś interesujący artykuł i zobaczyć komentarze. Tam wyłania się ludzka głupota i jej bezczelne prezentowanie. Strony tematyczne, grupy zainteresowań, popularne profile…to tam odbywa się wręcz kawalkada wyścigów o to, kto wykaże się większą głupotą. I co chyba najbardziej przerażające, większość z wypowiadających się robi to na poważnie. Więc dla świętego spokoju, by mieć pewność, że ową personę widzę (przynajmniej w teorii) w tej przestrzeni ostatni raz, blokuję z miejsca, często nawet zgłaszając, jeśli tylko widzę że imię i nazwisko nie jest imieniem i nazwiskiem a treści w profilu naruszają netykietę.
W ten oto sposób udaje mi się jakoś docierać do ciekawszych treści i czytać merytoryczne komentarze. Oddala się zjawisko konfrontacji z kimś, kto w swojej frustracji dosłownie musi przypieprzyć się do nas, jeśli tylko sami wyrazimy swoje zdanie na jakiś temat w komentarzach. Owszem zdarzają się jeszcze takie sytuacje, ale są one rzadkością a sami prowodyrzy bardzo szybko są najpierw „gaszeni” a potem wysyłani do przestrzeni niebytu. Są także przypadki, że niektórzy osobnicy pojawiają się ponownie, bo nawet jak ich konto zostaje usunięte, czy to przez serwis, czy też przez ich samych, to wracają z nowymi, niczym najlepiej wykonane bumerangi.
To daje jednak możliwość kolejnej okazji do zgłoszenia i blokady. A samo blokowanie daje wyraźny sygnał algorytmom czego sobie nie życzymy i tak się składa, że są dni, że zaczyna on rozumieć o co chodzi i pokazuje na tablicy same ciekawe treści. Oczywiście za jakiś czas znów sugeruje co innego, jednak wystarczy znów załączyć tryb „żniwiarza” i powolutku wszystko wraca do normy.
Kto pamięta czasy kiedy na Facebooku wyświetlały się wpisy znajomych a reklamy były wręcz niezauważalne, ten dobrze wie jak dziś ciężko się „przekopać” by zauważyć coś istotnego. Blokowanie należy do tych narzędzi, które pomaga uczyć algorytm czego się od social mediów chce, bez angażowania ogromnego wysiłku w zgłaszanie reklam, które jest bezsensownym zajęciem, bo jedne znikną na rzecz innych.
Tak zwane „czystki” robię regularnie i zawsze znajdzie się ku temu powód. W roku ubiegłym największa z nich, która przeprowadzona była etapami z dokładnym i wręcz zbyt szczegółowym reaserchem, dotyczyła moich byłych pracodawców, mieszkańców mojego miejsca zameldowania, wszystkich osób, które miały z tymi podgrupami powiązania, a finalnie nawet rozwinęło się to na gminy ościenne i osoby z różnych stron świata, które mogły mieć bliskie konotacje i bliskie z nimi kontakty.
Już wtedy „przejaśniało” i mogłem zacząć działać dokładnie tak jak chciałem. Oczywiście wiedząc, że są osoby co zakładają fikcyjne konta po to by mnie obserwować (tak ja to widzę), lub kontaktując się z innymi, randomowymi osobami, która miały wchodzić do mnie i przekazywać informacje (to też widzę). Tego nie uniknę, ale na pewno nie ułatwiam zadania i jeszcze, podobnie jak teraz, mówię o tym głośno i wskazuję wręcz palcem, że szydzę z każdego, kto z uporem maniaka nie rozumie, że czas zająć się sobą a nie skupiać na mnie, co do niczego nie doprowadzi.
Po za tym ta czystka tematyczna wcale się nie skończyła, bowiem co jakiś czas, co raz to nowe osoby zakładają konta, czy to nowe, których twórcami są dzieci lub wnuki, czy też kolejne bo poprzednie przepadło wraz z zapomnianych hasłem lub banem nałożonym przez serwis.
Tak więc podobnie jak w wielu innych dziedzinach życia liczy się profilaktyka, bowiem jeśli do czegoś się dąży nie można osiąść na laurach i kontynuować oraz kultywować wszystkie kroki prowadzące do tworzenia indywidualnej przestrzeni.
Oczywiście takich czystek było, jest i będzie więcej a jedna z ostatnich wynikła z pewnego zabiegu, którego sam, poniekąd bezmyślnie się dopuściłem. Otóż w niedalekiej przeszłości, tak dwa lub trzy lata temu wpadłem na pomysł zapraszania do znajomych wielu osób, które Facebook wyświetlał mi w proponowanych. Skoro serwis uznał, że mogę te osoby znać i posuwał mi różne personalne propozycje, to pomyślałem, że sprawdzę czy faktycznie to działa i czy z tymi osobami łączą mnie jakieś zainteresowania, poglądy czy pasje. I tak w szybkim tempie ilość znajomych wzrosła do naprawdę przesadnej liczby. A potem zaczęły się dziać naprawdę interesujące zjawiska z tym związane. Co prawda nie od razu ale sukcesywnie zaczęły się osobliwe wręcz obserwacje.
Chyba najciekawszą z nich jest ta, że wiele osób które dodawałem do znajomych z imienia i nazwiska, kojarząc nawet kto to był, jakie zdjęcie posiadał a przede wszystkim jakie mieli personalia, z czasem zaczęło je zmieniać. I tak jak na początku myślałem, że proponowane osoby mają podobne zainteresowania, tak okazało się, że te propozycje to nic innego jak w jakiś sposób promowane osoby, które potem będą chciały swoimi profilami zacząć robić sobie promocję, reklamę i zarabiać na znajomych.
Wtedy odkryłem zjawisko o którym wspominałem na moich łamach wiele razy wcześniej, że nagle przykładowa Anna Kowalska nie wiedzieć kiedy staje się Anną Odkryj Siebie….
Co rusz zaskakiwało mnie, że wydawać by się „normalne” osoby nagle zmieniają zdjęcia profilowe na zupełnie inne, ale najlepsza zabawa odbywała się w zdjęciach w tle, gdzie oprócz mającej przykuć uwagę grafiki, zaczęły pojawiać się sentencje dotyczące psychologii, astrologii, socjologii.
Podobnie w opisach osobowych nastąpiły zmiany. Nie było tam już skrótu opisującego osobowość, a zamiast tego nagle reklamy kursów, które mogą uratować Ci życie, pokazać życiową ścieżkę i odmienić do tej pory posępną egzystencję. Oczywiście wskazując, że niezależnie co teraz w życiu robisz to wszystko jest złe, sypie się i jeśli w porę nie zapukasz do tych drzwi, to nie czeka Cię nic innego jak tylko żałosny koniec, gdzie pogrążony w marazmie odejdziesz do niebytu.
Oczywiście te drzwi nie są dla każdego, co to to nie. Natomiast jeśli uszczuplisz swój portfel i wybierzesz się na specjalne wykłady, to nagle twoje życie stanie się cudowne, pełne czystej energii i chociaż nawet nikt nie sprawdza kim jesteś, to tam na pewno staniesz się już nawet nie lepszą wersją samego siebie, a lepszą wersją lepszej wersji. A kto wie, może nawet i jeszcze lepszą wersją jeszcze lepszej wersji. Mając świadomość, że po tych wykładach pojawią się kolejne, jeszcze bardziej rozwijające twoją….no właśnie tu hasła są różne, bo a to duszę, a to energię, a to wewnętrzne ja, a to aurę. Do wyboru do koloru, każda z tych person jest tak święcie przekonana swojej zajebistości a jeszcze bardziej skuteczności, że chociażby każda z nich na tych sławetnych wykładach pierdoliła zgoła co innego, to tylko ona jest jedyna i słuszna bo….tak ją ktoś nauczył, przekazał jej cenną wiedzę i moc. A ty masz w to ślepo uwierzyć i nawet na milimetr nie poddawać wątpliwość tego stanu rzeczy. Nie wspominając o tym, że śmiertelnym grzechem, który cię pogrąży głębiej niż siódmy krąg piekielny, będą pytania o jakieś konkretne dowody, przykłady czy też podstawy w literaturze. Ta super osoba to po prostu wie i masz się temu ślepo poddać. Wyjmujesz hajs z portfela, płacisz, słuchasz o tym co masz zrobić ze swoim życiem, zastosować i nigdy, ale to przenigdy nie poddawać tego pod dyskusję lub co gorsza w wątpliwość.
To co mnie uderza najbardziej, to takie Anny raz na jakiś czas wyjeżdżają na wakacje. I gdzieś tam na przysłowiowej „jajorce” robią sobie zdjęcia ubrane w prawie nic, w seksownych pozach. Potem wrzucają to na swoje profile, gdzie mogąc oglądać większość ich zakamarków, jeśli wzrok pozwoli zjechać do opisu, to widnieje tam najczęściej formułka w stylu „Kochani jestem teraz na wakacjach. Niedługo wracam i zapraszam was na kolejną serię wykładów. Tym razem program jest jeszcze bardziej dopracowany i rozwojowy, więc naprawdę warto w nim uczestniczyć by nie tylko zmieniać swoje życie ale także się rozwijać”.
A dla mnie to nic innego jak „Czołem frajerzy, właśnie jestem na wakacjach za wasz hajs, bo jak debile uwierzyliście, że tylko ja mogę wam pomóc w waszych problemach życiowych. To oczywiście bez sensu bo jesteście tak żałośni, że nawet nie orientujecie się w trzecim locie, że coś jest nie tak i jak pelikany łykacie moje słowa i płacicie gruby hajs by słuchać mojego pierdolenia. A już dziś wam mówię, że jak wygrzeję dupę na tej niebiańskiej plaży, to znów będę wam pruć mózgi na wykładach a wy ślepo na nie przyjedziecie.”
Swoją drogą czekam na taki dzień, kiedy któraś szczerze napisze tak: „Kochani, przyznaję się do błędu! Poprzednie wykłady to był jednak falstart, bo dopiero teraz uzupełniłam swoją wiedzę i wiem ile jeszcze jest do przepracowania. Także teraz to dopiero będą wykłady na poziomie”. Lub też w czasie późniejszym: „No i znów fail, bo te super wykłady jednak nie przyniosły efektów, ale teraz wam przysięgam, że jak przyjdziecie na kolejne to już nie ma huja we wsi, taki będzie ich poziom.”
No i właśnie dlatego kolejną profilaktyczną, troszkę mozolną ale jednak bez przesady akcją „żniw” jest blokowanie takich Ann Odkryj Siebie. I nie to bym jakoś specjalnie zajmował sobie tym głowę. To samo wychodzi, wystarczy poczekać, jak zresztą z większością zjawisk. Kiedy inne akcje czyszczenia social mediów przynoszą efekty, portale same „wypluwają” posty osób, które do tej pory się nie wyświetlają. A wtedy właśnie wyłaniają się te zdjęcia na których widać cały dupensztain i resztę atrybutów, zasłonięte tylko cienką tkaniną oszczędnego bikini. No i wychodzi na to, że wydaje mi się, że coś tu jest nie tak. Pytam się wtedy siebie „ja mam to w znajomych?”. Wchodzę na profil, sprawdzam co tu się odwaliło i dopiero gdzieś na dnie galerii odnajduję zdjęcie profilowe osoby, którą zapraszałem bądź też przyjmowałem do znajomych. I zasadniczo z wszystkiego co się obecnie znajduje w całej zawartości którą mogę obejrzeć, tylko ta profilówka się zgadza. Reszta to już tylko wyuzdane zdjęcia z wakacji poprzecinane z rzadka relacjami z tych wykładów. Potem wchodzę w wiadomości, czy zamieniłem z tą osobą chociaż słowo. A finalnie blokuję i często też przy okazji zgłaszam, bo serio Anna Odkryj Siebie Nowe Aury, to była Anna Kowalska, więc nowe dane są fikcyjne.
To jednak nie jedyna sytuacja by je zauważyć, bo profilaktyka w tym aspekcie wyłania się także każdego dnia, kiedy to portal wyświetla kto ma dziś urodziny. I wtedy zazwyczaj połowie solenizantów składam serdeczne sto lat, a połowa z wielką lubością jest blokowana. Jednocześnie mam małą satysfakcję, że zamiast peanów i ukłonów dodawanych do życzeń wielkiej pani, którą właśnie widzę roznegliżowaną na greckiej plaży, która w dodatku tego dnia obsypywana jest wyrazami najwyższej aprobaty przez tłum zdesperowanych koniobijców, ja robię prezent w postaci ewaporacji.
Jeśli myślisz, że to koniec eseju, to muszę wyprowadzić Cię z błędu, bo prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna. Otóż gdyby wszystko polegało tylko na nieszczęśliwym dodaniu do znajomych kogoś kto wydaje się nadającą na podobnych falach osobą, by wkrótce przeistoczyć się w wszechwiedzącą o psychologii, duszy, aurach czy energiach specjalistką, a finalnie jej blokadę, to by było za nudno. Bo tak się składa, że zdarzyło mi się kilka z tych osób poznać na żywo. I to nie tylko to te które znałem z Facebooka, zanim się przeistoczyły, ale także te o których nie miałem pojęcia, że nimi tam są, a życiu realnym wydawały się być, przynajmniej przy pierwszym wrażeniu, dość neutralne.
I tu uwydatnia się to, czego na tych wykładach się nikt nie dowie, a co ja mogłem poznać na swojej „skórze”. A wnioski są bardzo ale to bardzo ciekawe. Niektóre z nich wyszły poprzez zastosowanie przeze mnie pewnych psychologicznych pułapek, ale finalnie dzięki temu niektóre sprawy się pięknie odsłoniły. I to w dodatku okazując się, że wszystkie one, chociaż tak cudownie indywidualne, jak podstawione pod wzór, szeregowo i wtórnie powtórzyły te same schematy zachowań.
A więc początek jest zawsze podobny, czyli w rozmowie o zainteresowaniach wychodzi na to, że ich pasją jest szeroko pojęta ezoteryka. I powolutku zaczynają robić się schody, gdyż od tego momentu w zawoalowany sposób z rozmowie o pasji następuje przejście do tego, że to co ona uważa jest jedyne i słuszne. Taka sztuczka, że poglądy i twierdzenia są przedstawione z taką pewnością i do tego takim tonem, że nie przyklaśnięcie temu już stawia odbiorcę na pozycji przegranej i straconej. Trochę jak ustawienie kogoś pod murem gdzie pluton egzekucyjny daje ci wybór. Jeśli zareagujesz odpowiednio, to darowane jest Ci życie i każdy rozchodzi się w swoją stronę. Jeśli jednak nie wstrzelisz się w klucz, to decyzja o egzekucji jest nieodwracalna, a jej wykonanie natychmiastowe. I każdy z pistoletów jest nabity amunicją ostrą!
Kiedy Anna widzi że przytakujesz, wtedy zaczyna wchodzić na kolejne poziomy. Otóż właśnie zaczyna się „formowanie” Cię w kierunku decyzji o przystąpieniu do kursu. Jednak spokojnie, to nie jest bezpośrednie i nachalne. Sposoby jakimi jest to wdrażane są tak subtelne, że finalnie to Tobie wydaje się, że decyzja jest Twoją osobistą, indywidualną i samoświadomą sprawą. Gdyż już od początku, kimkolwiek nie jesteś i jak wygląda twoje życie, pewne stwierdzenia wręcz krzyczą, że masz ze sobą wiele duchowych problemów, które trzeba przepracować by nie stoczyć się ku nieistnieniu. Takich „wytrychów” jest wiele, ale najlepsze jest to, że nie będą Ci one powiedziane wprost. Wszystko co usłyszysz będzie skierowane jako ogólnik albo prawda oczywista. Np. „Nie wolno podawać ręki przez próg, bo to przynosi nieszczęście i każdy kto tak robi lub zrobił nasłał na siebie złe energie, które nie pozwalają mu iść dalej do przodu”. To oczywiście wymyślony na poczekaniu przykład, ale pięknie oddaje istotę sprawy.
Twój pech jeśli poddasz się temu praniu mózgu i będziesz święcie przekonany, że to co właśnie słyszysz jest twoją jedyną deską życiowego ratunku. Jeśli natomiast zaświeci Ci się lampka alarmowa, jest szansa, że może uda Ci się pójść dalej swoją drogą, nie przejmując się „groźbami”, że jak ktoś nie stosuje tego czy tamtego to już może wybierać drzewo na trumnę. Czy też takie hasła wędki jak „każdy potem wraca”, „podziękujesz mi za tą rozmowę i to jest pewne że tak się stanie”.
Mi udało się uniknąć tych pułapek z wielu powodów. I tu chcąc nie chcąc muszę sobie trochę „posłodzić” wykazując moje cechy, które pozwoliły mi nie dość, że iść swoją drogą, to w dodatku absolutnie nie przejmować się i nie brać do siebie słów „szamanek”, które sugerowały, że jeśli za nimi nie podążę, to dalej tylko mrok, czeluść i niebyt. Po pierwsze to, że jestem oczytany a raczej osłuchany z książkami i to w dużej mierze z klasyką literatury, nie dość że to daje mi wiedzę, to do tego świadomość z jakich książek niektóre korzystają by wyłuskać potrzebne sobie cytaty, sentencje a nawet całe scenki, dostosowując je do swoich potrzeb. Po drugie doświadczenie życiowe i to niestety to negatywne, z daleka pozwala mi wyczuć czy ktoś chce mnie zrobić w huja czy nie.
Po trzecie inteligencja, która nie dość że jest głównym czynnikiem na błyskawiczną analizę sytuacji, to pozwala nie tylko nie dać się wciągnąć w takie polemiki, to jeszcze na bieżąco kreuje riposty, trudne pytania jako odpowiedzi na inne trudne pytania. Właśnie ona jest klinem na wiele bardzo niebezpiecznych zabiegów, gdzie niby zwykła rozmowa, która przeradza się monolog o tym jakie to ważne wejść w procesy zmieniające życie, w dodatku sugerując, że to właśnie ja jestem tym przypadkiem, który najbardziej tego potrzebuje.
Kolejną sprawą jest moja energia czy też duchowość. I tu zdradzę rąbka tajemnicy, bo na potrzeby tego tekstu po prostu muszę. Mam w sobie jakąś „energetyczność”, która jest punktem zainteresowania co poniektórych. Szczególnie duchowni różnych wyznań w kontakcie ze mną dosłownie wychodzą z siebie, by „przekabacić” mnie na swoją stronę. Intuicja podpowiada mi jednak, że te ich starania są podobne do Ann Odnajdź Siebie i chcą mnie przeciągnąć, by potem położyć mi przed nosem „swoją księgę”, która zacznie mnie formować, w głównej mierze ukazując listę rzeczy, których od tej pory nie będę mógł robić. A dalej skłaniać się to by miało do zrobienia ze mnie „żołnierza” do własnych celów, które nazywane byłyby wyższymi. Nigdy ani tym duchownym ani Annom ani innym nie dałem się zmanipulować.
A świadomość tej energii czy aury sprawia, że wiem iż pod nieodpowiednią „opieką” można ją wykorzystać do wielu, niekoniecznie dobrych celów. Mam też świadomość, że nie jestem w tym odosobniony bo wielu taką energię posiada. Ja natomiast jakiś czas temu postanowiłem wziąć się i za te kwestie. Bowiem nie tylko idę swoją życiową drogą jeśli chodzi o poglądy, przekonania ale także w tej sferze. Jakoś tak naturalnie wszedłem na drogę dbania o swoją energię, którą można nazwać ścieżką rozwoju. Jej podstawą jest kroczenie przez życie według odpowiednich zasad ale ponad wszystko „odcinanie” od siebie każdej próby ingerowania w moim kierunku. A co bardzo ciekawe, nawet takie Anny ostro się wkurwiają, kiedy zaczynają się orientować, że nie daję im możliwości „podpięcia” się pode mnie. I tu zaczynają się jeszcze większe schody o których potem. Na tą chwilę zależy mi by to zaznaczyć.
Następną sprawą która pozwala mi na skuteczne „oczyszczanie” swojej życiowej przestrzeni z tego typu zjawisk jest pewna cecha, którą niemiłosiernie kultywuję już od naprawdę dłuższego czasu, a o której wspominałem już przy recenzji płyty Linkin Park – Papercuts. Mianowicie ilość życiowych doświadczeń, wiedzy i ogólnego rozeznania powoduje, że im bardziej ktoś usiłuje przekonać mnie do swoich poglądów, tym mocniej, wręcz monolitycznie umacniam się w swoich. Także mając na uwadze chociażby to, nie ma możliwości bym dał się zmanipulować i podłożył się pod „magiel” rad, które tak naprawdę nie rozwiną mnie a jedynie dadzą energetyczną pożywkę tym, którzy chcieli by podpiąć się pod nią jak kleszcz spacerowicza po kwietnej łące.
Kiedy „szamanki” z wielkim pietyzmem szukają nowych dróg dotarcia do swoich ofiar, tym bardziej ja mocniej uskuteczniam metody „odpinania” je od siebie, które jak się okazuje są bardzo skuteczne, na co nawet mam fizyczne dowody!
Niestety kiedy następuje orient, że nie dość, że nie daję się przekonać, to jeszcze doskonale czuję się w swoich przekonaniach i życiu, następuje to co często bywa także w konfliktach gdy jednej stronie brakuje już argumentów, czyli ATAK!
Jest dość krótki ale bardzo intensywny. Zdanie sobie sprawy, że nie udała się manipulacja i tak cenny kąsek właśnie wymknął się z rąk, jest często nie do przeżycia. Dlatego na koniec padają często gorzkie słowa, nie raz swojego rodzaju „klątwy” i życzenia wszystkiego co ma doprowadzić do niebytu. Czyli jednym słowem wszystko to, czego one podobno nigdy nie robią, bo są pełne miłości, dobrej aury i cały świat to nieskończona boska energia. Tymczasem jeśli ktoś im się sprzeciwi, to zostaje poddany właśnie tym wszystkim, czego są podobno przeciwieństwem. A to samo w sobie pokazuje, że są to osoby które nie mają o pewnych sprawach kompletnie pojęcia i daleko im do „szamaństwa” które ma każdego uzdrowić. I tak! I na te ataki mam sposoby, jak się okazuje bardzo skuteczne, co oczywiście sprawia, że niemożebny wkurw, który wydawał się być już najwyższy w swojej skali, potrafi ją przekroczyć i wystrzelić w kosmos.
I możliwe, że ten esej powstaje z takiej przyczyny, że każda z nich powtarza pewien schemat, który dał mi do myślenia. A gdy zacząłem to analizować, dotarłem do przemyśleń i wniosków, które spowodowały, że na tą pułapkę można się bardzo nabrać a jest ona niebezpieczna i może wiele namieszać w życiu każdego. Dlatego postaram się ją przedstawić i rozwinąć wnioski, które pozwolą na to by tej pułapki uniknąć. Od razu zaznaczam, że jestem wręcz pewien, że w tych wszystkich podręcznikach którymi się kierują i zapewne mają obkute „na blachę”, stoi to tam jak wół i jest największym „wytrychem” by wprawić Cię w przekonanie, że trzeba za nimi podążać.
Tak więc przechodzę do rzeczy! Od każdej z nich bez wyjątku usłyszałem, że…”To jak wygląda twoje życie, to nic innego jak ‘kontrakt’, który podpisałeś kiedy opuszczając swoje poprzednie wcielenie nadano Ci nowe i na to wszystko się zgodziłeś. Tak więc jeśli twoje życie jest pasmem niepowodzeń to po prostu tak musi być, bo sam się na to zgodziłeś. I wręcz musisz przepracować pewne sprawy, bo inaczej nigdy nie zaznasz spełnienia i cykl będzie się powtarzać w nieskończoność”.
Ciekawe prawda? Formułka, która ma pokazać, że to co się dzieje to twoja wina i nawet jak świat zewnętrzny dobija cię każdego dnia, to nie możesz z tym nic zrobić, tylko masz przyjąć to jakim jest, bo w sumie to twoja wina. W dodatku już na starcie dowiadujesz się, że i tak nie możesz nic na to poradzić, bo to twoja lekcja i widocznie nie ma innej możliwości. Szczególnie dobitnie wpajane to jest kiedy przy pierwszych etapach rozmów, nie za bardzo podoba Ci się ton i kierunek słuchania o energiach. A już w szczególności kiedy dajesz aż zbyt wyraźne sygnały, że podziękujesz, w sumie podoba ci się jak jest i jaką ścieżką kroczysz. Wtedy to już jest więcej niż pewne, że będziesz straszony tą formułką jak mantrą, która w swojej istocie jest zbudowana w sekciarskim sznycie. Sięga bowiem aż do czasu kiedy nie było Cię na świecie i prowadzi aż do teraz. Obarcza Cię winą i dodatkowo krępuję nie tylko każdy twój ruch ale także obala zdrowy rozsądek, bo przecież wszystko co się dzieje to odgórna ingerencja.
Jednak spokojnie, bo gdyby jednak okazało się, że zdecydujesz się wejść na „nową ścieżkę rozwoju duchowego” a ją wybrał na swoją przewodniczkę, to nagle okazuje się, że można dosłownie wszystko! Można nie zgadzać się z tym, że to co Cię spotyka to twoja wina i mieć przekonanie, że to ten świat stanął na huju. Można też zmienić swoje życie i dojść do rzeczy wielkich w szczęściu! No ale musisz poddać się tym radom, wykładom, wyznacznikom nakazanym i nawet jak są one złamaniem twoich najtwardszych zasad, to nie możesz wnieść sprzeciwu.
Ci którzy to wymyślili trzepią gruby hajs, gdy podręczniki w których jest to opisane sprzedają się jak świeże bułeczki. Bo te Anny kupują je i chłoną jak gąbka wszystko co tam jest, by potem wykorzystać to do swoich szkoleń. Nie zapominajmy też że każda potem robi to na swoją modłę i każdy kurs wyklucza wszystko co jest nadawane w innym. To jednak nie ważne, bo by do wykładu doszło, najpierw trzeba upolować chętnych.
Pora więc rozbroić to stwierdzenie i myślę, że nie będę miał z tym większych problemów a chętnie odsłonię prawdę tak chowaną, że w tych środowiskach nie dość, że się tego nie mówi, to pojawia się paniczny strach gdy się o tym pomyśli, że ktoś mógłby poddać to w wątpliwość.
Chyba najważniejsze jest to, że pierwszy raz z tą formułką spotkałem się trzy lata temu. Właściwie świadomość tego była największym olśnieniem, że chodzi o nowy pomysł tych co chcą „wpuścić w maliny” nowe ofiary na ścieżkę rozwojową. Dlaczego? Bo z ludźmi którzy zajmują się psychologią, astrologią, ezoteryką i innymi energiami, miałem sposobność spotykać się odkąd jestem pełnoletni a może nawet i wcześniej. I do tego momentu sprzed trzech lat absolutnie nikt się nawet o tym nie zająknął.
Kolejna sprawa również jest oczywista, bo jeśli najpierw słyszysz, że nic nie da się zrobić a następnie, że jednak można jeśli się zdecydujesz, to piękne hipokrytyczne zaprzeczenie jest samoistnym obaleniem tezy.
Wbijanie w poczucie winy to znany od niepamiętnych czasów zabieg, który stosowany jest w religiach, sektach i innych zbiorowościach, które chcą swoich podległych członków trzymać w ryzach i mieć nad nimi kontrolę. Warto zwrócić uwagę na to, że każda religia w sumie oprócz wiecznego zbawienia nie obiecuje nic, za to listy zakazów są opasłe a naruszenie chociażby jednego z nich zrzuca grzesznika ku potępieniu. A co jeszcze ciekawsze, każda z nich ma swoje, różne i w innym spectrum szerokości. Dlatego od lat jestem agnostykiem, bo nie dość że dla mnie każda religia jest ZŁA, to w dodatku widząc co wyprawiają ich duchowi przedstawiciele, pokazuje mi, że wszystko to kłamstwa i hipokryzja.
Miałem kiedyś kolegę, który miał poważne problemy w swoim związku. Ktoś polecił mu by….poszedł do psychologa. Poszedł i wysłuchał tam tyrady na swój temat, tego co musi przepracować. I to nie ważne, że jego kobieta zdradzała go na lewo i prawo, bo Pani psycholog zaczęła z uporem maniaka wskazywać mu, że to jego przyczyna. Chociaż wtedy nie było ku temu logicznych przesłanek. No ale jak widać w wielu zagadnieniach życia sprawność w bijanie w poczucie winy i wyrzuty sumienia jest tak nachalna, że są tacy, którzy się temu faktycznie poddają.
Tak samo tutaj, od początku każda osoba chcąca przekonać Cię do swoich niepodważalnych racji, które finalnie uszczuplą twój portfel i zabiorą czas, który spędzisz na nic nie wnoszących wykładach, zaczyna się od subtelnego wpajani ci win. Czasem zaczyna się od takich niewinnych stwierdzeń, że np. nie wolno wstawać z łóżka zanim nie napijesz się wody, lub że jak umyjesz zęby przed posiłkiem a nie po, to już zrujnowałeś energię dnia.
Nie wspominajmy o tym, że jak ktoś cię zaatakuje i dostaniesz po mordzie, to nie możesz się bronić, bo widać tako miało być, przecież tak jest w „kontrakcie”. Oddając przeciwnikowi pokazujesz, że to ty jesteś ten zły a możliwe, że on cię uderzył bo….miałeś złą intencję.
Szczęśliwie życie nauczyło mnie jak sobie radzić w wielu sytuacjach i to wszystko o czym pieprzą szamanki można zastąpić po prostu logiką i zdrowym rozsądkiem. A unikać tego intuicją i przewidywaniem.
Kolejnym argumentem obalającym tezę kontraktu jest czas. Podobnie jak w wielu innych przypadkach by się o tym przekonać, wystarczy poczekać. To nie stanie się teraz, już, od razu. Zakładam jednak, że nie minie 5, no może maksymalnie dziesięć lat i nagle okaże się, że ta formułka, to była głupota i spece wymyślą coś innego, jeszcze piękniej obalając to co wtedy się stosowało.
Taka historia dla przykładu: To było dwie dekady temu, kiedy to moja babcia zaprosiła całą rodzinę na obiad i przygotowała tzw. „zimne nóżki” które w sklepach można znaleźć jako „galart”. Kiedy podała to na stół zauważyłem, że nie ma octu, którym bardzo lubię tą potrawę polewać. Zapytałem czemu nie podała octu i usłyszałem „Nie wolno bo Pani w telewizji powiedziała, że to szkodliwe i pod żadnym pozorem nie można tego robić. Masz wnuczek cytrynę i wyciśnij sobie z niej sok”. Bardzo długo musiałem przekonywać seniorkę by jednak podała ocet i finalnie mi się to udało. Zakładam, że dziś nawet nie pamięta, co wtedy „Pani z telewizji” powiedziała. A ja dalej lubię sobie „Zimne nóżki” octem polać i jakoś żyję. Co udowadnia, że teza pani za szklanym ekranem miała wzbudzić po prostu strach i niepokój, bo pewnie dziś podpierając się „najnowszymi badaniami” zaprzeczyła by sobie, bo okazuje się, że jednak można. Podobnie jak dysputy w telewizjach śniadaniowych czy herbatę można słodzić czy też nie. Czy sok z cytryny nie wytrąci w herbacie szkodliwych mieszanek itp. Przykłady można mnożyć a ich zmienność jest aż zbyt regularna.
Tak samo jak z jedzeniem jajek, kiedyś specjaliści mówili, że mężczyzna może jeść maksymalnie dwa w tygodniu bo…i tu lista szkodliwości. Okazało się, że gadali tak, bo jajka to jeden z niewielu produktów spożywczych, który jest naturalny, zdrowy i stosunkowo tani. Te ostrzeżenia były po to by kupować inne, przetworzone żarcie. A każdy kto ma zdrowy rozsądek doskonale wie, że nie ma nic lepszego jeśli się ćwiczy, wędruje w terenie czy jest potrzeba energii, jak śniadanie z jajek na twardo albo jajecznicy. „Trzyma” długo, daje energię a cholesterol to jest w tłuszczu na którym się je smaży bo w jajkach jest i owszem, ale ten zdrowy.
Teza o „kontrakcie” obala się sama także wtedy, kiedy człowiek jest samoświadomy, wie czego w życiu chce i czuje się szczęśliwy, nawet z pakietem swoich wad. Kiedy ktoś zaczyna wmawiać, że to życie jest do szpiku kości niepoprawne i należy je zmienić, to z automatu pojawia się ku temu wielka wątpliwość i myśl „Co ona pierdoli…”
A teraz pora na prawdziwy pocisk. No bo weźmy jeszcze raz treść tej formułki pod analizę. Wszystko co się dzieje (najczęściej złego), to musi się dziać, bo tak mówi ten kontrakt. I zmienić tego nie możesz, bo sam go podpisałeś. Czyli jesteś sobie sam winien, bo mogłeś tego nie robić zanim się urodziłeś i miałbyś inaczej. Mało tego, choćbyś nie wiem jak chciał nie zmienisz tego i już. Skoro tak to…..znam bardzo obrazowy przykład kogoś kto chyba powiedział głośno NIE, lub też jego życie potoczyło się tak a nie inaczej, bo może po prostu o tej formułce nie wiedział.
Ryszard Andrzejewski czyli popularny raper o pseudonimie PEJA! Człowiek którego historię znam bo jako że interesuję się muzyką ogólnie to śledzę nie tylko rynek ale także życie artystów. Pewnego razu nasze ścieżki życia poniekąd się spotkały, bowiem i on i ja (co prawda na sekundę ale jednak) jesteśmy w jednym klipie, który tutaj z miłą chęcią podlinkuję.
Peja to człowiek, który wywodzi się z biednego, patologicznego domu. Wychowany na poznańskich Jeżycach, o których często opowiada jak było w jego przeszłości. Jak smutne i tragiczne były jego początki. Życie w biedzie, śmierć rodziców, najpierw mamy a później taty. Zmagania się z rzeczywistością, która nie była łaskawa. W sercu za to miłość i pasja do muzyki. Chęć bycia raperem, która wykuwała się w trudach, ale patrząc na to jak się zaczynała, stawiając Peję teraz, widać wyraźnie, że jest to człowiek, który nie dość że osiągnął sukces, to jeszcze przeszedł wiele życiowych, pozytywnych metamorfoz. I tak jak sam kiedyś nie darzyłem go szczególną sympatią, tak dziś i dla mnie jest wzorem i autorytetem. Człowiek który nie stoczył się, nie przepadł w odmętach używek a sam, swoją pracą, talentem i determinacją pokazał jak można pięknie żyć, realizować się i być w miejscu gdzie zapewne od początku chciał być.
Gdzie są teraz Anny Odkryj Siebie, które powinny piać, że on powinien nadal mieszkać w kawalerce i pracować jako cieć, który zaczyna dzień od małpki żołądkowej? Bo przecież taki był jego „kontrakt”, tak było mu pisane, tak rzecze ta formułka wpajana przez nie jak mantrę każdemu i wszędzie.
Okazuje się że Peja nie dość, że jak ktoś go atakował, to nie przyjmował razów na twarz, tylko oddawał i pokazywał, że się nie da. Według wszystkich wytycznych, które wpajane są przez „szamanki”, już dawno byłby w odmętach nicości. Tymczasem to szczęśliwy człowiek, ojciec, mąż, muzyk, manager i przedsiębiorca. A to wszystko przez to, że szedł swoją drogą, która patrząc na to jak chcą ogłupiać Anny Odkryj Siebie, zostało zbudowane ze złamaniem wszystkich zasad, kanonów, energii, rytuałów i czego tam jeszcze nie trzeba robić.
Peja zrozumiał bowiem, to co wiem i ja, tylko ja odkryłem to trochę później. Najważniejsze to najpierw zadbać o siebie. O swoje zdrowie, spokój wewnętrzny, stabilną sytuację. Kiedy to się uda, dopiero wtedy zaczyna się dbać o innych, najbliższe otoczenie czyli rodzinę, przyjaciół. A jeśli jest taka wola, to nawet o osoby obce, które pomocy potrzebują. Wrogów natomiast należy trzymać jak najdalej od siebie, a jeśli się zbliżają to traktować ich tak jak oni nas lub gorzej, by to oni się bali a nie my. I to jest prawo natury, przetrwania i logiki.
Formułka o „kontrakcie” w swojej budowie ma w człowieku zbudzić niepokój, strach i przerażenie. Stawia ona bowiem każdego komu została „sprezentowana” w sytuacji już przegranej i beznadziejnej i to bez nadziei na coś lepszego. Tymczasem wiadomo, że już Seneka Młodszy, rzymski filozof pisał: Quod timet servit „Kto się boi, jest niewolnikiem”.
Bardzo pasuje tu też sentencja Qui metuens vivet, liber mihi non erit unquam. „Nie będzie dla mnie wolnym ten, który żyje w strachu” – Horacy.
Słowa tego poety rzymskiego odkryłem kiedyś w książce Dominika Dana – Czerwony Kapitan. Od tamtej pory moje życie wyewoluowało i to hasło towarzyszy mi w wielu trudnych, życiowych sytuacjach. To między innymi dzięki tym sentencjom wiem, że nie można się bać. A tego chciałby zarówno Anny Odkryj siebie czy inni duchowni, szamani, przywódcy sekt i ugrupowań czy oczywiście oponencja.
I proszę, jak się okazuje mimo tych finalnych „ataków”, spowodowanych ostateczną świadomością, że nie poddam się manipulacji, ja mam się dobrze. Mimo, że zapewne wyklinano mnie po tysiąckroć i to na wiele pokoleń w dół. Niby słowa mają moc, dlatego często szamanki zakazują ich używać, co ma mieć wpływ na naszą wolną wolę i jednocześnie pozwalać im nas kontrolować, bo wypowiadanie ich staje się wyznacznikiem rzeczywistości, to jednak jakoś obrana przeze mnie ścieżka życia nie zawala się. Idę dalej nie oglądając się na innych i nie spadają „gromy” przepowiadane przez wielu.
Dlaczego? To przecież proste i logiczne. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i kierują nami uczucia, emocje i instynkty ludzkie. Tobie się zabrania czuć złości bo ktoś ci zrobił coś złego, ale one same często wyklinają słownie spowodowane przez kogoś niepowodzenia. No bo one mogą a ty, według nich – nie.
Każdej udowodniłem, że niby ma wszystkie swoje sprawy pozałatwiane, przerobione i jest teraz „czystą energią”, jednak gdy dowiaduje się, że np. byłemu „powinęła się nóżka”, to czują satysfakcję. Bo to są nasze wrodzone reakcje z których, gdybyśmy się Annom poddali, zostalibyśmy wypatroszeni!
Ta ścieżka jest tym bardziej niebezpieczna, gdy zdamy sobie sprawę, że jeśli ktoś podda się ich radom, zadaniom i zacznie je stosować, to poniekąd wyrzekając się siebie, zacznie być innym człowiekiem. Niby rozwiniętym duchowo, niby będący na ścieżce ku szczęściu, ale za to z ukrytym swoim własnym ja. A to nigdy nie zniknie, bo jeśli ilość negatywnych czynników się skumuluje, to może dojść do bardzo niebezpiecznych sytuacji, gdy to wewnętrzne wkurwione „Ja” się zacznie afirmować. No ale finalnie „szamanka” stwierdzi, że to wina tego który upadł, bo przecież….tak mówi „kontrakt”.
Kiedy zagłębiłem się w tematykę omawiającą religie, sekty, czy różne stowarzyszenia, zauważyłem pewien powtarzający się schemat. Dotyczy on również „szamanek” i wygląda to tak, że gdy spotykają Cię na swojej drodze, to wszystko co do tej pory robiłeś i kim jesteś jest na wskroś złe. Nawet kiedy wydawało Ci się, że postępujesz słusznie i dobrze, to nagle dostajesz obuchem po mordzie, że jesteś w wielkim błędzie. Okazuje się bowiem, że do tego momentu wszystko co tobą kierowało, to nic innego jak wynaturzone instynkty, chory egoizm i chęć dominacji. Rozwiązaniem jest poddanie się temu co ci każą, ale ścieżka do spełnienia i bycia tym dobrym jest ciężka, mozolna, długa i wymaga całkowitego podporządkowania. Jeśli się zdecydujesz, to przechodząc przez nią wyzbywasz się siebie, od najgłębszych przekonań do nawet podstawowych myśli i stwierdzeń. Twój przewodnik duchowy jest dla Ciebie ważniejszy niż Bóg i musisz robić wszystko co Ci każe.
A jeśli upadniesz po drodze, co zdarza się większości, bo zwycięża logika i zdrowy rozsądek, to Ty jesteś sobie winien, bo nie podołałeś. Każdy przewodnik duchowy umyje ręce, bo przecież ty jesteś winą za przewinienia całego świata i widocznie spełnienie nie jest twoim przeznaczeniem.
A co się stanie jeśli jakimś cudem uda Ci się przejść tą ścieżkę? Zaznaczając, że dla każdej religii, sekty czy szamanki jest ona inna? Wtedy finalnie sam będziesz przywódcą duchowym, który może werbować innych, uczyć ich i przeprowadzać przez drogę ku spełnieniu. I tutaj pojawia się prawdziwa wisienka na torcie.
Jeśli do tej pory robiłeś rzeczy dobre a wmawiali Ci że są złe, o czym wspomniałem wyżej, to teraz jak jesteś na szczycie piramidy hierarchii, to możesz robić nawet rzeczy złe. I nikt Ci nic nie powie i nie zrobi, bo przecież robisz je w celach jedynych i słusznych, więc Ci wolno!
To schemat który przewija się wszędzie i jak widać jest dość zmyślnie zbudowaną konstrukcją, która zniewala swoich wiernych i pozwala na dosłownie wszystko.
Mnie osobiście te próby zmanipulowania nie dotyczą. I to nie tylko dlatego, że jak wspomniałem, potrafię je „odpinać” od siebie i to nawet po „ataku”. W większej mierze dlatego, że żyję w taki a nie inny sposób. Wychodząc od wielu lat z założenia, że każdy ma prawo do szczęścia i może robić w życiu co tylko chce, byle przy tym nie krzywdzić innych. Bo twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność kogoś innego. Dlatego też nie „wchodzę” w życie innych a z jeszcze większą siłą nie pozwalam na to by ktoś „wchodził” w moje.
Po za tym kieruję się zdrowym rozsądkiem, logiką i intuicją. Wiem czego chcę od życia i mierzę siły na zamiary. Nie boję się też ryzyka, gdy chcę osiągnąć jakiś wyższy cel. Jednak to ryzyko dotyczy tylko mnie. A piękne jest również to, że jak mi się nie powiedzie, to jest to tylko i wyłącznie moja porażka, do której nikt nie ma prawa się wtrącać i jej komentować, czy co gorsza krytykować.
Takie przecięcie się życiowych ścieżek z Annami Odkryj Siebie, to dla mnie nic innego jak wyraźny znak, że po prostu wszechświat mnie testuje i chce sprawdzić czy faktycznie jestem mocny w moich postanowieniach, poglądach, przekonaniach i obranej życiowej drodze. Parę razy w życiu, kiedy to nie mogłem zrozumieć dlaczego takie osoby się do mnie „przyklejają”, zacząłem to analizować i zrozumiałem o co chodzi. To, że mam w sobie jakąś energię czy tam aurę, która je przyciąga to jedno. Natomiast widzę to zupełnie inaczej, bo parę razy usłyszałem, że możliwym jest, że w jakiś sposób po prostu przyciągam pewne charaktery. Brzmi to jak zasady „kontraktu” ale przecież….to ma mi pokazać inną rzecz. Może i przyciągam pewne charaktery, które próbują się podpiąć i ssać ze mnie energię, jednak szczęśliwie opanowałem sztukę skutecznego „odpinania” i to jest bardzo cenna lekcja.
Inną cenną lekcją jest to przekonanie, że to jest naprawdę wielka bezczelność i arogancja, jeśli ktoś kto kompletnie mnie nie zna, sugeruje że wie lepiej kim jestem i co muszę zrobić. Sam mam zasadę, że nie wpieprzam się komuś w życie i tylko mogę obserwować czyjeś poczynania, sam nie dopuszczając by ktoś mi tak robił. A tu tak bezpardonowa ocena, która ma wydawać się wyznacznikiem rzeczywistości. Bo prawdą jest to, że nikt nie ma prawa nas ani oceniać, ani krytykować. Każdy zasadniczo dąży do tego by unikać takich procesów jak ognia, tymczasem „szamanki” robią to bezpardonowo, nie wiedzieć skąd uzurpując sobie prawo do tego, że nie tylko tak mogą, ale wręcz, że jest to ich obowiązek. Bo pod pretekstem „chęci zmiany”, nadrzędne jest dla nich to, by swoją „ofiarę” postawić w sytuacji stresowej, gdzie manipulacja sięga po narzędzia oceny i krytyki.
Ta arogancja jest w dodatku na tyle silna, że jeśli nawet stawiamy sprzeciw i to od delikatnego, po silniejszy, który mówi prosto i wyraźnie by się od nas odczepić, to właśnie wtedy ilość „zarzutów” w naszą stronę staje się silniejsza i intensywniejsza. Zresztą prawda jest taka, że taka sama bezczelność i arogancja występują także w wielu innych sytuacjach. Najważniejsze jednak to zdawać sobie z niej sprawę i postępować tak, by nie dać się zwieść i wciągnąć w jakąkolwiek polemikę a na koniec i tak iść swoją drogą.
Miedzy innymi to są powody dla których oponencja najdelikatniej mówiąc nie darzy mnie sympatią. Nie poddaje się sugestiom, nakazom, wpajaniom mi pewnych rzeczy i zawsze zrobię po swojemu. Wiedząc o tym, że dziś ludzie lubią dominować i to w każdym życiowym aspekcie, pokazanie sprzeciwu rodzi wielką nienawiść.
Droga duchowa którą obrałem ma w swoim celu nic innego jak skupienie się na sobie. Jest zasadnicza różnica na tym by każdego nieprzychylnego sobie człowieka zacząć darzyć negatywnymi emocjami. Lepiej zamiast tego uznawać jakby go nie było i skupić się na sprawach pożytecznych i potrzebnych. Prawda jest taka, że wielu chciałoby byśmy skupili się na ich ekspansji, a gdy nie ma „informacji zwrotnej”, wtedy jest jeszcze większy wkurw i frustracja, niż wtedy kiedy doszło by do wielkiego odwetu. Dlatego Anny Odkryj Siebie żerują na jednostkach słabych, które dają się łatwo manipulować i lubią być podległe. Oczywiście osoby z wyższym spectrum energetycznym są dla nich łakomym kąskiem, ale z miejsca wiedzą, że ciężko będzie kogoś takiego owinąć sobie wokół palca. Oczywiście są i tacy, którzy ulegają z początku ale orientują się po jakimś czasie co jest grane i grzecznie dziękują.
To co wprawia w konsternację to fakt, że czy to „szamanki” czy też osoby duchowne przenigdy nie czują się odpowiedzialne, nawet jeśli z ich powodu komuś stała się krzywda. Wygląda to tak jakby ktoś amputował z ich umysłu cechy i emocje odpowiedzialne za poczucie odpowiedzialności za swoje działania.
A ja ostatnio stwierdzam, że Bóg, jeśli oczywiście istnieje, to ma bezbrzeżne poczucie humoru. Bo jeśli widzi to co się dzieje w murach świątyń, na ich obrzeżach a przede wszystkim to co wyczynia większość tych, którzy noszą jego imię na ustach i w jego imię robią wszystko, to że jeszcze nie przywalił gromem z nieba, jest wielkim zdziwieniem. Tylko posiadając bezgraniczny dystans można na to patrzeć i nie reagować. I takie wnioski nasuwają mi się zawsze kiedy jestem w okolicach „domów świątynnych”, przeważnie podczas eksploracji ciekawych miejsc.
Oczywiście energie, aury i duchowość istnieją. Jednak należy je pielęgnować osobiście, słuchać swojego wewnętrznego głosu, podpowiedzi sumienia, które można nazwać też intuicją czy zdrowym rozsądkiem. Dla mnie najważniejsza jest świadomość, że jestem w porządku wobec samego siebie. Jeśli ją mam to wiem, że jestem też w porządku do reszty świata. I w zasadzie więcej nie potrzeba.
Nie potrzeba by jedna szamanka mówiła mi że mam np. codziennie klaskać trzy razy, inna że najlepiej pić wodę naświetloną LED-ami i co tam jeszcze nie wymyślą, by zrobić z człowieka głupca. Niestety ilość „szamanek” jest przytłaczająca, bo widzę je często w propozycjach do znajomych. Teraz już wiem, że to że one tam są to jakaś metoda płatnej reklamy na Facebooku. Jednak nie zapominam, że skoro jest popyt to jest podaż. Zwariowany świat spowodował, że wielu ludzi dopada marazm i sami nie wiedzą ani czego chcą, ani kim są. Szukają odpowiedzi, bo widzą, że co to dzieje się ze światem to jest bardzo coś nie tak. Zastanawiają się czy to świat popierdoliło, czy z nimi jest coś nie tak. A gdy wygrywa to drugie, wtedy pojawiają się „szamanki”.
Owszem świat jest taki jaki być powinien, natomiast i ludzie dalej są ludźmi, tylko obserwują jak masy zaczynają robić rzeczy, które wymykają się zdrowemu myśleniu. Kiedy nastąpił Covid wielu mówiło, że świat już nie będzie taki jak przedtem. Minęło parę lat i to co pisałem w esejach w tamtym czasie pięknie się spełnia. Ja bowiem nie wyszedłem z normalności i dalej jestem człowiekiem jakim byłem. Wiedziałem że ta cała sraczka z lockdownami, to nic innego jak próba tresury rządów jak daleko można nami manipulować i nas kontrolować. Nie zaszczepiłem się, żyłem normalnie, dwa razy przeszedłem nawet to gówno i żyję.
Zakładam, że dziś większość tych co wtedy wieszali na mnie psy, bo ośmieliłem się powiedzieć, że nie przyjmę preparatu, nawet tego nie pamięta. Ja natomiast tak i widzę, że ludzie zostali tak zmanipulowani, że po pandemii a później po tym jak wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą, lud wręcz czeka na to co „pierdolnie” w dalszej kolejności. Zapominając, że dopóki nie weźmie się życia w swoje ręce to absolutnie nic nie zmieni się na lepsze. Nie można tylko ulegać presji świata zewnętrznego i robić swoje. Przeszkody które spotykają nas przy tym po drodze, to tylko problemy, które trzeba poznać by jak najszybciej je wyeliminować. Życie nigdy nie było proste i usłane różami, ale jeśli ktoś łyka jak pelikan to co mu się zewsząd serwuje, nigdy nie dojdzie do normalności. O rozwijaniu siebie nie wspominając. A lepiej żyć można zacząć w każdej chwili, wystarczy chcieć i zacząć myśleć o sobie. Często łamiąc schematy, patrząc jak zaprogramowane w starych kanonach otoczenie patrzy na to nieprzychylnym spojrzeniem.
Nawet przykład mojej strony pokazuje, że książkowo sprawdza się schemat, że najpierw się z Ciebie śmieją, potem obserwują by na końcu się od Ciebie uczyć. Anny Odkryj Siebie nie są mi potrzebne do szczęścia. Same nie raz publikują aforyzm, że „dziś będzie dobry dzień, choćbym go miała sobie narysować”. Sentencje są fajne, lecz ja zamiast je pisać, wolę je po prostu stosować i ucieleśniać.
Niestety żyjemy w świecie, który chcąc nie chcąc pędzi jak szalony. Poniekąd sami jesteśmy sobie temu winni, gdyż po części pozwoliliśmy na to, by rozwój techniki, która otacza nas ze wszystkich stron, obrócił się przeciwko nam. Bo te wszystkie piękne narzędzia jakie daje technologia, zamiast nam ułatwiać życie i pomagać, by zyskać na czasie, często stają się „bronią” dzięki której świat zewnętrzny ma nad nami coraz większą kontrolę.
Owa kontrola powoduje w dalszym rozumowaniu bunt, który nie tak łatwo jest wcielić w życie, bo nie da się „odciąć” od wszystkiego co nas otacza, co używamy w życiu codziennym i w dodatku bez tych wynalazków czujemy się jak bez rąk, bo nie da się ukryć, że do dobrego człowiek się przyzwyczaja. Sam zachodzę w głowę, jak to może być że są już lodówki czy zmywarki, które nie będą działać jeśli nie będą podłączone do internetu….Tak czy inaczej świadomość ilości narzędzi, którymi jesteśmy kontrolowani powoduje, że często czujemy się jak w matni, zaciśnięci sytuacją praktycznie bez wyjścia. I kiedy załącza się rozum, zdrowy rozsądek i świadomość, że tak nie powinno być, rodzi się chęć szukania innych ścieżek. Te ścieżki to próby znalezienia innej drogi, odkrycia klucza do „normalności”, a czasem tylko szukania potwierdzenia, czy tylko my zauważyliśmy, że coś jest nie tak.
Tak więc pojawienie się „szamanek” było tylko kwestią czasu a ich obecność i intensywność utrzymuje się na podobnej zasadzie jak słynne „pokazy garnków”. Póki są chętni by się na to nabierać i bezwiednie iść za nimi, póty będą miały się dobrze. Tylko smutne jest to, ile potem „wiernych” trafia na kozetkę do psychologa, bo to co zaczęli stosować w życiu sprawiło, że zamiast odnaleźć szczęście i dobro, wewnętrznie ich spustoszyło, do tego stopnia, że są jeszcze bardziej zagubieni i bez pomocy specjalisty nie mogą robić nawet podstawowych życiowych spraw.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i doceniasz moją twórczość, możesz postawić mi kawę bym miał więcej energii do tworzenia nowych treści!
Zostaw Komentarz