Instagram. Felieton

with Brak komentarzy

Niejednokrotnie w swoich tekstach wspominałem o Instagramie. Przyszła pora na szerszą wypowiedź o tym serwisie.

 

 

Długa majówka była dla mnie nie tylko przerwą w publikacjach na stronie, ale także czasem w którym oddałem się wyjściom w plener i robieniu tam zdjęć. I jak zawsze po powrocie wyselekcjonowane fotografie trafiały na moje social media. Najpierw na Facebook, potem analogicznie na tik tok i finalnie na Instagram.

Owszem jestem tam i powtarzam z uporem maniaka, że to co trzyma mnie na tym portalu społecznościowym, to świadomość, że jeśli prowadzi się w internecie jakąkolwiek działalność, to po prostu wypada, a nawet trzeba posiadać tam swój profil. Im dłużej tam jestem, tym bardziej przekonuję się, że Instagram to najbardziej bezsensowny portal w swojej kategorii. A jeszcze bardziej dziwi mnie to, że on jednak działa, rozwija się i zrzesza coraz więcej użytkowników. Co najciekawsze, powoli i sukcesywnie coraz większa liczba internautów przechodzi na niego na rzecz Facebooka. Ma to swoje uzasadnienie, o którym potem, natomiast w swojej istocie nie trzyma się to moim zdaniem logiki.

Odkąd powstał w 2010 roku a później został przejęty przez Facebooka (Metę), przyglądałem się temu tworowi internetowemu. Już na początku założyłem konto i dodałem nawet parę naprawdę randomowych zdjęć. A po ich dodaniu umocniłem się, że to nie ma większego sensu. Dlaczego?

Przez wiele lat, odkąd powstała technika zapisywania obrazu na papierze, czy później cyfrowo, ewoluowały formaty w jakich je odbieramy. Jeszcze kilka dekad temu wszystko co uwieczniano na zdjęciach i filmach było w formacie 4:3. Tak po prostu było i wszystkie urządzenia i formy odbioru były do tego dostosowane.

Później zaczął się powoli wpraszać format 16:9. Początkowo stosowany w telewizji HDTV w Australii, Japoni, Kanadzie i USA, oraz później w transmisjach satelitarnych (EDTV i PAL-plus) w Europie. Zmiany formatu zaczęły dotyczyć także fotografii i odkryto, że zdjęcia w takim układzie są dużo ciekawsze niż standardowe 4:3. Widać więcej i przyjemniej się na nie patrzy. Z czasem taki format stał się tak oczywisty do tego stopnia, że nawet w najtańszych aparatach znalazły się obiektywy szerokokątne.

Mało tego, zaczęło to ewoluować, że czasem 16:9 zaczęło nie wystarczać i obecnie w smartfony wstawia się takie obiektywy, by obraz był jak najszerszy. I tu ciekawa dygresja, wielu użytkowników smartfonów zupełnie nie potrafi obsługiwać podstawowych ustawień w aparacie, toteż czasem robiąc serię zdjęć na wakacjach, widać w galerii piękne, szerokie plenery a gdzieś pomiędzy pionowe zdjęcie sylwetki, które jest jest „słupem” z postacią w środku i gruntem u dołu oraz kawałem nieba nad nimi. Wszystko dlatego, że w aparacie domyślnie włączony jest najszerszy format. Wystarczy robiąc komuś zdjęcie zmienić format na 4:3 lub nawet 16:9 i było by o wiele bardziej estetycznie i co najważniejsze – profesjonalnie. No ale dzięki obserwacji takich galerii z wakacji czy majówek można obserwować kto kuma podstawy fotografii a kto nie. Co nie zmienia faktu, że takie galerie spotyka się dość często.

Wróćmy jednak do tematu i formatu szerokiego czyli 16:9. Dzięki nie tylko entuzjazmowi, ale także dość intensywnej ekspansji, stał się on standardem. Dziś wszystkie nowe telewizory są już w tym formacie a i z mojego doświadczenia wynika, że zdjęcia w tym formacie nie tylko ogólnie są lepsze, to do tego o wiele przyjemniej ogląda się je na telewizorze. Chociaż paradoksalnie kiedy robię zdjęcia w plenerze, to zawsze na pierwszy rzut oka bardziej podobają mi się te w formacie 4:3 jednak wynika to z tego, że ekranik w moim aparacie jest tego formatu. Później wszystkie urządzenia odtwarzające weryfikują, że jednak format 16:9 wygrywa w cuglach.

Tak czy inaczej 16:9 przyjęło się jako najlepszy możliwy standard, a gdy już królował i był podstawą nagle nie wiedzieć czemu, ktoś wpadł na pomysł „A huj zrobimy zdjęcia KWADRATOWE”.

Totalne złamanie konwencji, które w swoim zamyśle nie mogło się udać. I nie wiedzieć czemu udało się….Ten paradoks, że gdy wszyscy chcieli coraz szerzej, by móc widzieć więcej, Instagram wymyślił, że okroi się kadr do minimum i wszystko zmieści się w okienku 1:1. I teraz najciekawsze, w całej tej idei wcale nie chodzi o to by zdjęcie prezentowało się okazale, ze smakiem czy przyjętymi proporcjami. Chodzi o to, by twórca zdjęcia tak się nagimnastykował, by to co chce przekazać zmieściło się w tym pieprzonym kwadracie. Czyli nie chodzi o to, by ktoś kto patrzy na świat kadrami mógł przekazać swój punkt widzenia na fotografii. Tym bardziej jeśli widzi pejzaż, piękną panoramę, widok z wysokiej góry, który w swej szerokości pasowałby do 16:9 a nawet szerzej, co jest nawet bardziej naturalne dla naszego wrodzonego pola widzenia. Chodzi o to by napracować się tak, by to co jest naturalne, tylko sobie znanym sposobem „wcisnąć” w ten kwadrat i pokazać tak by miało to ręce i nogi. Innymi słowy to trochę jak z nowymi, coraz bardziej rygorystycznymi normami przy robieniu zdjęć do dowodów tożsamości czy paszportów.

A tam wiadomo, każdy ma inną twarz, jej rysy i kształt. Jednak chcąc nie chcąc musi zmieścić w schemat bo inaczej urząd zdjęcia nie przyjmie. I tutaj to fotograf musi się nagimnastykować by naszą facjatę tak „ustrzelić” by pasowała do kryteriów. W instagramie to użytkownik jest za to odpwiedzialny.

Dlatego też wieściłem temu portalowi rychły upadek. To nie nastąpiło i ta forma przyjęła się i to całkiem skutecznie. Ogólnie rzecz ujmując twórcy tego portalu tłumaczyli swoją ideę tym, że format 1:1 to odniesienie do tego, co działo się w aparatach fotograficznych marki Kodak serii Instamatic, aparatach do fotografii błyskawicznej firmy Polaroid oraz w średnioformatowych aparatach formatu 6×6. Jednak czy ktoś o nich potem słyszał i je stosował? Nie! Bo jak widać wtedy się to nie przyjęło i historia o nich zapomniała.

Instagram postanowił wykuć szczelinę w tej skale zapomnienia i wprowadzić „kwadrat” do użytku globalnego. A przyjęło się to z wielu powodów….

Do dziś widzę ile nieudanych zdjęć tam jest. Złe kadrowanie, nieumiejętne przedstawienie danych treści. Z drugiej strony czasem są mistrzowskie ujęcia, no ale wiadomo, że tym zajmują się profesjonaliści.

Początkowo Instagram chwycił bo zaczął od dość ciekawej akcji. Gdy tam wchodziłem ukazywały mi się zdjęcia modelek. Piękne kobiety niczym z kalendarzy w warsztatach samochodowych. Pomyślałem ok…widzę fajną, prawie nagą modelkę, to pewnie jest akcja marketingowa. Czyli najpierw obejrzę kilka zdjęć z sesji pół erotycznej, ale potem wyskoczy mi reklama np., żelu do golenia bądź dobrych, męskich perfum. I nawet byłem w stanie przyklasnąć temu pomysłowi, bo jako miejsce na reklamy Instagram wydawał się dość dobrą tubą. I było by to z rozmysłem, najpierw jakaś zachęta, która przykuje mój wzrok i zainteresowanie, by potem zachęcić mnie do kupienia jakiegoś produktu. Marketingowo to świetna akcja, ale nie…nie o to chodziło. W tym wszystkim nie było finalnie produktu, tylko zdjęcia lasek, które miałem oglądać, podziwiać, dawać serduszka i się (teoretycznie) zachwycać. A jak wiadomo nawet chleb z szynką może się przejeść, toteż byłem coraz bardziej znudzony tym, że nie było tam nic innego jak laski, które w zasadzie pokazywały prawie wszystko.
Później Instagram zaczął być siedliskiem grupy samo promujących się istot, które potem nazwano influencerami. Czyli przeważnie osobami, którzy nic sobą nie prezentują, ale są znani z tego, że są znani.

A dalej zaczęła się migracja wielu użytkowników Facebooka właśnie tam. Dlaczego? Wyjaśnił mi to ostatnio nieświadomie jeden z moich kolegów zajmujących się fotografią. Ponieważ tam masz tylko zdjęcie i krótki opis. No tak! Jakie to genialne w swojej istocie. Zdałem sobie sprawę, że przecież na Facebooku oprócz zdjęć możesz coś napisać, przekazać jakąś myśl. Obecnie świat mówi – po co?

Przekaz ma być krótki, daję zdjęcie ty masz się zachwycać. Nic więcej, po co pytania, po co głębsza treść? I tu dwa paradoksy: jeden to taki, że jest to miejsce dla tych co nie lubią czytać, drugi to taki, że tam mogą promować się tacy co nie potrafią pisać.

Wystarczy zdjęcie, link do produktu czy cokolwiek nie jest tam promowane i tyle. A czasem tylko zdjęcie, przez które masz się chwilowo zachwycić i finalnie zostawić to pieprzone serduszko.

Swoją drogą sam symbol serduszka trąci myszką, bo jeśli ktoś dodaje zdjęcie na którym informuje o tym, że ktoś odszedł, czy stała się tragedia, to trochę niesmacznie to wygląda, że ktoś to „polubił” i to z miłością, że „jakie to piękne”. Ostatnio Spotify zrozumiało ten błąd i teraz jak jakiś utwór się słuchaczowi podoba to nie daje mu „serduszka”, tylko plusik. A minusik…..powoduje, że już nie będzie się nam ten utwór pojawiał. Piękne i proste!

Instagram natomiast postanowił trochę wyjść naprzeciw bardziej wymagającym użytkownikom. Poniekąd trochę dlatego, że konkurencja nie śpi i trzeba się było dostosować poprzez możliwość dodawania krótkich filmów (shorty), innego formatu zdjęć, większej ich ilości w jednym poście czy też relacji. Czy to coś dało? Według mnie – NIE.

Za każdym razem dodawanie zdjęć tam to istna katorga. Facebook przyjmuje galerię taką jak uszykowałem, w danym formacie i ilości oraz kolejności. Tik tok fajnie tworzy filmy z czegokolwiek co tam nie wrzucę. Natomiast Instagram potrafi rozwalić ideę każdego zdjęcia. Do wyboru mam dwa formaty, albo 1:1 albo „rozciągnięty”. I pół biedy jak zdjęcia są poziome, wtedy da się coś „uszyć” bo przy edycji wpisu mogę mu wskazać co ma być widać. Ale jak daję zdjęcie jakiejś wieży czy pomnika, to nie ma zmiłuj, coś zawsze utnie. I w dodatku wybór formatu galerii jest jeden dla wszystkich zdjęć. Nie opcji że portal sobie dostosuje każde, tylko opiera się na pierwszym i dalej wszystko się do tego odnosi. Bywa więc śmiesznie i często jak coś wrzucam, to kolejne zdjęcia wyglądają jakbym nie znał się kompletnie zarówno na kadrowaniu jak i robieniu zdjęć.

Jednak czy to ważne? I tak zdecydowana większość odbiorców i tak nie wie, że we wpisie więcej niż jedno zdjęcie. Nawet jeśli zauważą, że widnieje symbol z liczbą zdjęć, to często nie wiedzą jak przewinąć.

Był taki moment, że naprawdę chciałem się stamtąd ewakuować, jednak mądra osoba od promowania marek z necie przekonała mnie bym pozostał. Nawet jeśli nie pałam do tego miejsca entuzjazmem, to dobrze się na to patrzy z zewnątrz jeśli i tam ma się swój profil. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę to, o czym wspominałem wyżej, że portal chce bym to ja zmieścił się w tym formacie, robiąc problemy przy publikacji, siłą rzeczy wymusza pewne zachowania. Otóż najlepiej dla Instagrama byłoby gdybym za każdym razem kiedy widzę dobry kard, oprócz robienia zdjęcia apartem, wyciągał smartfon i cyknął jeszcze jedną fotkę w formacie 1:1, by potem pasowała do tego portalu. A ja na to mówię – nie ma takiej opcji!

I szczerze to czekam kiedy to upadnie. Póki co to się nie stanie i jest ku temu kolejna przesłanka.

Dlaczego Instagram stał się miejscem migracji użytkowników Facebooka, podobnie jak X? Bo nie ma alternatywy. Sprawa wygląda tak. Było sobie kiedyś Gadu Gadu, prosty komunikator który spełniał wszystko to, co dziś daje Facebook. Można było się komunikować a przy naszym kontakcie widniał wybrany przez nas opis, czyli status. Nagle pojawiła się naszaklasa.pl. Fajny portal społecznościowy, który sprawił, że konto miał tam praktycznie każdy. Gdy pojawił się Facebook zaczęła się migracja, którą spowodował odruch, ze na nk.pl jest już za dużo tłuszczy i głupoty. I na początku na fb było fajnie, kulturalnie, po koleżeńsku….

Niestety i Facebooka dotknęło to samo. Fala wszechobecnej głupoty, która wręcz wylewa z ekranów. Tylko, że nie było i nie ma na horyzoncie następcy. Miejsca gdzie można by chociaż na jakiś czas przejść zanim dowie się o nim cała patologia świata. Początkowo był pewien kandydat czyli Google Plus, które nie wiedzieć czemu to upadło. Wiadomym jest natomiast, że jednocześnie z jego upadkiem upadła nadzieja na kolejny bastion w świecie social mediów.

Dlatego też wielu użytkowników, którzy mieli dość Facebooka zaczęło migrować tam, gdzie może nie jest idealnie ale przynajmniej jest swoisty spokój. A że nie ma za dużego wyboru to zostaje Instagram i X. Nadal jednak nie ma czegoś nowego, ożywczego, świeżego i pozbawionego śladu skażenia ludzką głupotą.

I Instagram tą właśnie sytuację wykorzystuje, co zresztą pozwala na to by „pieniąszki” z reklam zostawały w jednym miejscu czyli u Mety.

Z plusów Instagrama jak dla mnie jest świadomość, że jest tam mniej użytkowników niż na fb, toteż blokowanie niechcianych treści jest rzadsze i szybsze niż na fb. Treści są bardziej zwarte i konkretne co chyba jest jedynym powodem dla którego użytkownicy tam wchodzą i przeglądają.

Jednak mnie osobiście bardzo on nudzi, bo nie powiem, jak coś dodam to jeszcze poprzeglądam co tam słychać na „wallu”. Bardzo szybko jednak wychodzę, bo nie ma tam nic co by na dłużej przykuło moją uwagę.

 

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chciałbyś więcej podobnych treści, możesz postawić mi kawę. To sprawi, że nie zasnę i będę miał więcej energii do tworzenia nowych treści.

Zostaw Komentarz